czwartek, 17 czerwca 2010

moda senza Trocadero


Z modą jest jak z urodą, myślę. Występuje na rynku taka różnorodność, że można nas ludzi podzielić jedynie na rasy, ewentualnie kolory. Żadne bardziej szczegółowe kalkulacje nie wchodzą w grę. Kultura chciała, że najbardziej „cenne” czy może „chodliwe” są jasne umaszczenia. Węszę i w tym temacie dużą dozę sezonowości. Sam zaliczam się do typu białego wpadającego w róż. Biały-kość słoniowa i oliwkowy to moje ulubione.
Trudno napisać jakie trendy w modzie włoskiej wiodą aktualnie prym. Przede wszystkim nosi się krótko. Strój biznesowy z długim rękawem i nogawką wciąż wzbudza we mnie myślenie, że Południowcy są ulepieni z innej gliny. Mogą przecież wytrzymać naświetlanie w pełnej zbroi. Prawdziwe życie glamour obserwuje się wieczorami. Markowych ciuchów widzi się sporo chociaż odkąd mam świadomość ile w perełkach turystycznych sprzedaje się podrabianej odzieży wiem, że oczy czasem wprowadzają w błąd. Plotka (a może poważne czasopismo, nie pamiętam) głosi, że manufaktura odzieżowa przenosi się z dalekich Chin do bliskiego Egiptu. Może będzie gorzej w tym temacie? Kwestia produkcji markowej odzieży to jednak temat na inną okazję. Z pewnością znaczna część dochodów Włoszek i Włochów przeznaczana jest na ubiór. W wątpliwość nikt zdania nie poddaje. Rozumieją je nawet doskonale co-po-nie-którzy.
Z powtarzających się krojów w modzie męskiej na ulicach Italii wyróżnić można spodnie „dresowe” z cienkiej bawełny. W przeciwieństwie do popularnych w Warszawie włoskie są zwężane ku dołowi, mają też atrapę suwaka i lepiej leżą. Warszawskie mają bardzo szerokie nogawki na całej długości, ponad wszystko przypominają spodnie od dresu. Nie można zarzuć przecież polskim chłopakom modnego stroju, tego się nie robi.
Pawie Alfa na Półwyspie Apenińskim spotkać można w obcisłych, dopasowanych koszulach, z obowiązkowo rozpiętymi guzikami pod szyją. (Szują?) Czasem ze złotym łańcuszkiem, dużą przywieszką. Wzór stereotypowo ubranego Włocha (to mógł być mój Luca Spaghetti!) poznałem kilka lat wcześniej. Mała dygresja. Środek lata, żar się leje z nieba. Chłopak ma długie, gęste, czarne, kręcone włosy związane z tyłu głowy. Różowa koszula z długimi rękawami rozpięta jest na torsie, niewiele brakuje do wyeksponowania pępka. Na szyi mieni się zawieszona na średniej grubości łańcuszku wydmuchana w złocie ryba z turkusowym okiem. Na ręku bransoleta, na udach obcisłe, niebieskie jeansy a na nogach? Oczywiście krótkie kowbojki! Kultura macho rządzi się własnymi prawami i zależnościami. Jest kolorowo, nie ma co narzekać.
Obcisłe fasony w modzie męskiej królują w ogóle. Po ortalionowych, bardzo połyskliwych i obszernych kurtkach ze ściągaczem w pasie przyszedł czas, gdy mogą wyeksponować to, nad czym pracują w pocie (nie tylko) czoła ragazzi. Fiolety i śliwy zdają się wychodzić powoli z mainstreamu, w zestawieniu ze śniadą karnacją pojawiają się jednak często. Do łask wracają ogrodniczki, to dopiero nowina! Dopasowane, nielujowate, w żadnym razie nie przypominają ubrań roboczych.
Muszę zrobić badania terenowe z kartką i długopisem bo więcej do napisania na ten moment nie mam. Mich, “(…) jak wielu eleganckich mężczyzn zawsze szedł na łatwiznę bo wiedział jakie to trudne”…

Brak komentarzy: