Dni podczas upałów zwalniają tempo. To jedna z przyczyn, dla których nie przeniosłem się na kolejne dwa miesiące nauki włoskiego do Reggio di Calabria. Słońce nie sprzyja. Wielkie pakowanie dobytku nastąpiło jednak wczoraj. Zostałem z bagażem podręcznym, który zabieram na krótkie wakacje. Metą, po powrocie w kolejnym tygodniu będzie mieszkanie, które wynająłem. Zakochałem się w nowej dzielnicy od pierwszego wejrzenia. Pięćset metrów od pokoju jest ogromny park. Największy w jakim w życiu byłem. Babcia powtarza “w dupie byłeś, gówno widziałeś”. Co za logika wywodu! (Gdy przypominam wypowiedź zapiera się, że nic TAKIEGO nigdy nie mówiła. Stosuję w tej sytuacji taktykę powtarzania hasła aż doprowadzę Stefcię do łez śmiechu i przyzna mi rację. Nigdy z przymusu nie kupowałem “Małej książki o kupie”.) Widziałem kilka parków babciu! TEN był największy. Prócz boisk do rugby, koszykówki, baseballu, ramp dla łyżworolkarzy i rolkarek, miejsca przeznaczonego na akrobacje rowerowe można opalać się, biegać, korzystać z barów i odpoczywać. Już mi zielono. W niewielkiej odległości umiejscowiony będzie także pępek wydarzeń związanych z Umbria Jazz. Nie mogłem trafić lepiej.
Dzisiaj ostatnie zajęcia na uniwersytecie i pożegnanie szalonej trupy. Panuje radość chociaż u większości wyjeżdżających tłumiony smutek.
Zadowolony jestem z czasu spędzonego w Perugii. Przyjechałem jako mim. Po dwóch miesiącach potrafię mówić. Za dwa tygodnie obchodził będę pierwszą rocznicę pierwszej lekcji języka. Dobry mim to martwy mim, nie szkoliłem talentu długo.