sobota, 28 lutego 2009

Śniadaniowe jajka w pomidorach





Weekendowe śniadania lubię najbardziej. Zresztą, kto nie lubi.
Nigdzie nie trzeba się spieszyć, można dać chwilę bagietce na przybranie kolorów nad tosterem a masłu na przybranie odpowiedniej konsystencji przed zgarnięciem warstwy nożem. Jednym z moich ulubionych śniadań są jajka w pomidorach - przepis przywieziony z Włoch i od kilku lat praktykowany w niezmiennej wersji.

Potrzebne będzie tradycyjne pomidorowe sugo, jajka, szczypta soli, pieprzu, bazylii, oregano i... pokrywka do patelni.



Gdy sugo robimy z pomidorów z puszki na 2 jajka wystarczy 1/3 przygotowanego sosu. W gorącym sosie robimy luki, w które wbijamy jaja. Teraz czas na szczyptę przypraw i ziół na każdym i przykrycie pokrywką patelni. Na małym ogniu smażymy całość ok 5-7 minut do momentu, kiedy jajka na górze się zetną. Dla zwolenników płynnego żółtka czas skracamy,
smacznego śniadania

poniedziałek, 23 lutego 2009

Tradycyjne włoskie sugo

Sos pomidorowy to chyba najbardziej powtarzalna potrawa w mojej kuchni. Wykorzystywany do lasagne, śniadaniowych jajek w pomidorach, podstawy sosu do spaghetti czy dipu pojawia się pewnie i co tydzień. Puszka pomidorów to niezbędnik w zapasach, a tradycyjny przepis będzie bez wątpienia fundamentem kilku przyszłych przepisów.


Sugo
Średnia cebula
2 duże ząbki czosnku
Puszka całych pomidorów bez skórki
Sól, pieprz, cukier
Świeża bazylia, oregano
Oliwa z oliwek

Gdy myślę o czerwonej pulpie myślę o zabijaniu wolnych rodników, chociaż nie kojarzą się od razu dobrze. Myślę o włoskim słońcu palącym wyschniętą ziemię.
Podłużne twarde, gruntowe pomidory, które Włosi najczęściej jedzą z sałatą oblewając warzywa gęstą oliwą i octem balsamicznym w puszce są dużo bardziej miękkie. Aromat pomidorów to jeden z ulubionych zapachów i ten smak, czerwony smak...

Podgrzewamy kilka łyżek oliwy. Na półce dumnie pręży się wiejska oliwa z listopada 2008 - kubki smakowe już szaleją.
Cebulę kroimy w piórka lub bardzo drobno siekamy, jeśli chcemy uzyskać bardziej gładką konsystencję sosu. Czosnek miażdżymy bokiem noża i kroimy drobno. Szklimy przygotowaną cebulę i czosnek na gorącym tłuszczu, po czym wlewamy na patelnię zawartość puszki. Jak te 5-6 całych pomidorow mieści się w małym kawałku metalu? Łopatką ostrożnie, by nie zachlapać co najmniej fartucha, rozdrabniamy krwisty pomidor jeden po drugim. Zmniejszamy moc płomienia, przykrywamy patelnię i dajemy pulpie kilka minut na nabranie miękkości.
Czas na lekkie odparowanie wody i doprawienie więc przykrywka się nie przyda. Koniecznie sól, koniecznie trochę pieprzu i cukru dla wyrównania smaków. Z braku świeżych ziół można dodać te z torebki choć to nie to samo.

Mieszając od czasu do czasu sprawdzamy czy jesteśmy w stanie nie zjeść całości sosu łopatką prosto z patelni...

niedziela, 22 lutego 2009

Truflowy tort z białą czekoladą


Nie mogłem odpuścić wzięcia udziału w czekoladowym weekendzie. Przepis na opisany tort pochodzi z książki "Schokolade; über 100 köstliche neue Ideen" przywiezionej z jednej z podróży.

Miękka biała masa jest bardzo słodka więc kawałek tortu (co kilka godzin) wystarczy na zaspokojenie apetytu najbardziej zagorzałych amatorów czekoladowych słodkości. Biszkopt przygotowałem kilka tygodni wcześniej z podwójnej ilości składników, w dwóch sztukach. Jeden placek zamroziłem. Dziś czekała mnie więc tylko przeprawa przez gorącą kąpiel dla musu i Weiße Trüffeltorte gotowe.

Weiße Trüffeltorte

Ciasto
masło, do wysmarowania formy
2 jajka
50 g drobnego cukru
50 g mąki
50 g roztopionej białej czekolady

Mus tortowy
300 g bitej śmietany
350 g białej czekolady pokrojonej w małe kawałki
250 g mascarpone

Na początku przygotowujemy spód:
Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Formę o średnicy 20 cm wykładamy papierem do pieczenia i smarujemy masłem. W misie ubijamy jajka z cukrem po czym dodajemy mąkę i czekoladę. Przelewamy ciasto do formy i pieczemy 25 minut. Zostawiamy gotowe do wystygnięcia w formie.

Teraz białoczekoladowy mus:
Ubijamy śmietanę na sztywno. Na małym ogniu w garnku podgrzewamy wodę, nakładamy na wierzch szklaną głęboką misę i przekładamy do niej  śmietanę. Dosypujemy partiami białą czekoladę ciągle lekko mieszając. Para pod spodem naczynia pogrzeje masę, roztopi czekoladę. Zdejmujemy całość z ognia, kiedy uzyskamy kremową konsystencję składników. Teraz czas na mascarpone - delikatnie dodajemy i mieszamy serek z masą.
Zalewamy placek w naczyniu o średnicy 22-24 cm puszystym musem i wstawiamy do lodówki na co najmniej 2 godziny.

Po dniu spędzonym na sankach i przy zimowych sportach kawa i kawałek tortu nie ma sobie równych. Teraz czas na pierwsze obejrzenie filmu "Czekolada" i czekoladowy weekend można powoli kończyć.

piątek, 20 lutego 2009

Wok and go



Sposób wykonania tego prostego, obiadowego dania podpatrzyłem w Holandii, dokładniej na kulinarnym piętrze jednego z lepszych domów handlowych. Smakuje dobrze, szczędzę miejsca na blogu.

Tajski wok z mięsem i makaronem
pierś indyka/kurczaka
mała puszka mleka kokosowego
czerwona pasta curry (w ostateczności sama przyprawa+chilli i ząbek czosnku)
warzywa: pieczarki, seler naciowy, papryka, kiełki, cukinia (inne wg. uznania, nie używa się jednak bardzo miękkich lub z płynnym środkiem)
makaron japoński (cienki, płaski np. firmy Tokyoto)
bulion
olej
wok

Warzywa wybrane wg. uznania kroimy w dość długie paski. Male cukinie ładnie można podzielić przecinając je wzdłuż obierakiem. Na dobrze rozgrzany olej wrzucamy mięso pokrojone w paski, smażymy moment aż zrumieni się z każdej strony. Dorzucamy na skwierczący, gorący wok przygotowane witaminy w paskach. Na bulionie gotujemy makaron. Gdy już będzie gotowy a warzywa podsmażone przekładamy makaron do woka dodając kilka łyżek bulionu. Zawrzy, zaparuje. Teraz czas na małą puszkę mleka kokosowego i łyżkę pasty curry (lub curry wymieszane z chilli i przepuszczonym przez praskę ząbkiem czosnku). Ostre smaki połączą się ze słodkim kokosem i curry, skrobia z bulionu po makaronie zagęści lekko całość i et voila!

czwartek, 19 lutego 2009

Muffins na wieczorne niepogody

Przy wolnej chwili i przejedzeniu pączkami na mieście tłustego czwartkowego dnia roku postanowiłem upiec na szybko coś w domu. W gorącym piekarniku zrodziło się 25 muffinów (w średnich papilotkach). Nigella Lawson dała inspirację na kakaowe babeczki z orzechami, czekoladą i migdałowymi płatkami. Jak mówiła kiedyś w programie - "nie ma to jak duch świąt [choćby tłustego czwartku] zaklęty w kieliszku dobrego wina"... i muffinach (dodatek autora posta)


















Do przygotowania muffinów potrzebne składniki:
250 g mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
2 łyżki kakao
1 szklanka cukru pudru
1 opakowanie cukru wanilinowego (lub płynny ekstrakt waniliowy)
tabliczka deserowej czekolady
płatki migdałowe
krojone orzechy laskowe
250 ml mleka
100 ml oleju
2 średnie jaja

Przepis jest naprawdę prosty i szybki, wymaga użycia jedynie: składników, dwóch naczyń, noża i ubijaka.
Czekoladę kroimy na drobne kawałki. W jednym naczyniu łączymy składniki sypkie: mąkę, proszek do pieczenia, sodę, kakao, cukier puder i wanilinowy. W misie z numerem drugim łączymy składniki płynne - mleko, olej i jaja ubijając wszystko lekko.
Teraz zostaje przelać płynną zawartość misy drugiej do pierwszej, dodać czekoladę, orzechy, migdały i napełniać przygotowaną masą papilotki do połowy ich wysokości.
By ciemna drużyna wyrosła na dorodne babki potrzeba ok 15-20 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni z termoobiegiem (200 stopni bez obiegu).

Alternatywne zakończenie dla tłustego dnia roku, ot co.
W kuchni można słodko zasnąć upajając się ciepłymi kakaowymi aromatami... gdy za oknem biało.

wtorek, 17 lutego 2009

Niemiecko-holenderskie przygody



Kulinarne przygody w tym roku wyskakuja z rekawa opatrznosci jedne za drugimi. Dopiero co przywiozlem srodziemnomorskie doznania z Wloch, juz podniebienie przyzwyczajam do niemieckich salat na cieplo czy holenderskiego musu do kielbasy. Swiat staje na glowie a ja doceniam nocne zagraniczne spacery.

Zaczynam zastanawiac sie ile czasu jeszcze zagraniczne nawyki jedzeniowe beda mogly wzbudzac moje obrzydzenie czy niesmak. Wydaje sie, ze granice przesuwaja sie zawrotnie szybko.
Zachodnioniemieckie impresje:zamawiajac hot-doga robionego na sposob 'niemiecki' spodziewac nalezy sie kiszonej kapusty i prazonej cebuli; krojona i obgotowana salata (nie mylic z maslowa) przypomina kuchnie wloska z calym bogactwem botwin i traw w garnkach; kielbasa opanowala te federacje; waniliowy pudding z rumem i kawalkami czekolady to niebo w gebie; jesli ktos kocha wloska kawe niech szuka wloskich lokali - inaczej nie uraczy rozkoszy (dzbanki z praska do fusow - fuzja tureckiego parzenia z polskimi nawykami z prl'u'?!); dobre pomysly na zagospodarowanie postindustrialnych terenow wydaja sie nie miec konca, choc obszary wydaja sie nie miec konca podobnie; biesiadowanie podobne do polskiego, zmienic wytworny bal na tysiac osob na dyskoteke z Modern Talking wyszlo niezwykle latwo; wiecej mniejszych browarow, solidarnosc regionalna ma swoje prawa; Niemcy maja swoje patriotyczne fixy a karnawal to karnawal - Polacy sa za wstydliwi na takie maskarady; imigranci robia swoje - kuchnia turecka swieci triumfy; markety w perelkach zachodnich Niemiec jak Munster przyciagaja niczym najbardziej snobistycznej szwajcarskie miasta - brakuje tylko gor.


Holenderskie impresje tutaj:
gdy zabraknie - po mus jablkowy chodzi sie do sasiada niczym w Polsce po szklanke cukru; bogactwo slodkich posypek do deserow - ciagna sie rzedami przez cale sklepy; cieply 
Stroopwafel najlepiej smakuje na ulicy w swojej ojczyznie; brakuje niemieckiego pieczywa - mozna jechac po nie do Niemiec; supermarkety zachecaja do gotowania w domu oferujac bezplatne broszury z przepisami - ciekawe w zetknieciu z ogromem gotowych dan w pudelkach i kryzysu finansowego; dawne holenderskie kolonie daja o sobie znac - Tajska kuchnia na kazdym rogu; woki wszedzie w wiekszych miastach podobnie jak coffeeshopy czy male domki na przedmiesciach; ciasteczka maslane w ksztalcie frontu kamienicy to tradycja; panele sloneczne na dachach powoduja zmiane myslenia o gotowaniu - kuchenki indukcyjne i garnki na pare maja branie; mieszane smaki i smaczki - ostre ze slodkimi, wloskie z niemieckimi- maja swoich zwolennikow i ostra krytyke.

Tak oto tydzien z wiatrakami (wykorzystywanymi do celow melioracyjnych i zbierajace energie z wiatru, nie mielace make) i kiszona kapusta dobiega konca. Jutro obladowany ciezkimi butelkami z likierami i porto czy jeszcze ciezszymi ksiazkami kulinarnymi wroce do stolycy i chyba zakwitne! bu!

środa, 11 lutego 2009

Rybka lubi pływać, pieczony pstrąg


Pieczony pstrąg w ostatnich kilku miesięcach to "specjalność zakładu". 
Obiad zachwyca prostotą wykonania.

Potrzebujemy:
- wypatroszonego dużego pstąga (albo kilka mniejszych - wtedy, każdy biesiadnik dostaje całą rybę)
- cytrynę
- oliwki (zielone, czarne, nadziewane lub nie)
- jajko
- oliwę
- wodę
- suszone przyprawy: natka pietruszki, czosnek, lubczyk, tymianek, nasiona kopru
- sól, pieprz

Zaczynamy od dokładnego umycia ryb, osuszenia, natarcia solą, pieprzem i przyprawami. Czekamy ok. 15 minut, by pstrągi przeszły smakiem przypraw.
Rozgrzewamy piekarnik do 170 stopni C. Cytryny parzymy, kroimy na plastry nie pozbawiając ich skórki. Ryba i cytrusy - tego nie można pominąć. Wykładamy wnętrze ryby plastrami cytryny, potem oliwkami i znów kwaśnymi krążkami. Jeśli ryba się "niedomyka" podtrzymujemy całość wykałaczką. Farsz podlewamy oliwą, obok ryby, na blaszkę wylewamy odrobinę wody. Tak przygotowane pstrągi przykrywamy folią aluminiową i wstawiamy do piekarnika na 15 minut.
Odsłaniamy upieczoną rybę, zalewamy rozmąconym jajkiem. Gałka piekarnika wędruje na 'max' i rumienimy srebrną skórkę ok. 5-8 minut.
Smacznego!

PS Oliwki nigdy nie smakowały tak dobrze. No, chyba że porównywać z tymi z wapna i popiołu z włoskiej wsi...

niedziela, 8 lutego 2009

Brązowy ryż pod gruszkowo-orzechowym sosem



Gruszki i orzechy siedziały mi w głowie od rana, pieczony pstrąg stał się tylko pretekstem do urzeczywistnienia pomysłu na słodki sos.
Naturalny, brązowy ryż ma orzechowy posmak, świetnie sprawdza się pod aromatyczną pierzyną.

Na niewielkiej ilości masła (ok 20g) podsmażyłem przez 5-6 minut 40g cukru. do zrumienienia i zmiany w ciągnący się słodki karmel. Na patelnię wsypałem wtedy pokrojone orzechy laskowe (korzystałem z posypki z orzechów laskowych do dekoracji ciast) i dałem im moment na wypuszczenie olejków zapachowych. Zafundowałem następnie zimną kąpiel przygotowanej masie zalewając 100% niesłodzonym sokiem gruszkowym (150ml). Kuchnia przeżyła aromatyczną ekstazę. Podstawę sosu zabieliłem śmietanką kremówką, zagęściłem niecałą łyżką przesianej mąki pszennej. Mieszałem do połączenia wszystkich składników. W konsystencji sos przypominał beszamel.

Do ugotowanego ryżu dodałem odrobinę oliwy z oliwek prosto z listopadowego zbioru i tłoczenia. Uformowałem w filiżance ryżowe babki po czym polałem je słodkim beżowym cudem...

niedziela, 1 lutego 2009

Słodkie buły amaretto

Slow food wydaje się nieosiągalny w codziennym zabieganiu. A można, dla zdrowia nawet trzeba, wyrwać czasem kilka godzin i upiec bułki. W niedzielny leniwy poranek słodkie bułki z... amaretto - zmodyfikowany przepis. Dla każdego coś dobrego.



Bułki z przepisu kojarzą mi się z babcią, u której pod czystą ścierką rósł w cieple zaczyn w czasie, gdy dom wypełniał się zapachem drożdży. Moje mieszkanie też wypełniło się świeżymi aromatami pieczonego ciasta zagnieżdżającymi się w każdym pokoju. Babcine buły nadziewane były domową konfiturą lub serową masą, ja zrobiłem puste. Kontemplacja ciasta.

Słodkie bułeczki z Amaretto
Sweet Amaretto Buns 

Zaczyn

125g pelnotlustego mleka
1.5 lyzeczki pokruszonych swiezych drozdzy
50g drobnego cukru
150g maki pszennej chlebowej
50g smietany "kremówki"
Ciasto wlasciwe
350g maki j/w
1.5 lyzeczki soli
100g miekkiego masla
1 jajko
6 łyżek amaretto
caly zaczyn
amaretto do posmarowania buleczek
Zaczyn
Skladniki zaczynu mieszamy w duzej misce, przykrywamy i zostawiamy w cieplym miejscu na 30 minut.
Ciasto
W osobnej misce mieszamy mąkę i sól, dodajemy miękkie masło i całość mieszamy, aż masło zacznie łączyć się z mąką w grudki.
Lekka jak puch mąka z masłem, przyjemności z mieszania nigdy dość.
Do zaczynu dodajemy jajko i alkohol, mieszamy i całość dodajemy do mąki z masłem i z sola. Mieszamy do połączenia składników i zostawiamy na 10 minut pod przykryciem.
Po 10 minutach ciasto wyrabiamy przez 10-15 sekund po czym zostawiamy w misie na kolejne 10 minut. Czynność tą powtarzamy trzy razy.
Po ostatnich 10 minutach rośnięcia ciasto odgazowujemy, składamy i zostawiamy do rośnięcia na 1.5 godziny.
Po tym czasie ciasto lekko rozciągamy i dzielimy na 12 części (po 80g kazda). Formujemy 12 bułeczek, ukaładamy je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (łączeniami do dołu) i zostawiamy do rośnięcia w chłodnym miejscu (15-18 st.C) na około 1.5-2 godziny.
Piekarnik nagrzewamy do 200 st.C. Każdą bułeczkę smarujemy amaretto, ewentualnie posypujemy cukrem. Pieczemy na środkowej półce w piekarniku przez 15 minut, po czym zmniejszamy temperaturę do 180 st.C i pieczemy kolejne 10-15 minut.
Złoto-brązowe bułeczki prawie same dopominają się o wyjście z pieca

Wyjmujemy bułki z piekarnika i studzimy na kratce. Gotowe można zamrozić chociaż świeże z owocami będą smakowały gościom bardziej.

Cieszę się, że mogłem dołączyć do klubu weekendowej piekarni,
przy każdej sposobności będę propagował tygodniowe przepisy.

Gnocchi raz!

Wyrafinowana potrawa z prostych składników? Gnocchi proszę raz!

W Neapolu oblane gęstym sosem pomidorowym klejącym się od parmigiano reggiano, serwowane przy oczekiwaniu na danie główne (owoce morza w lekkiej panierce jeszcze pachnącej cytryną, smażone w głębokim tłuszczu?). Niech nie odstrasza nadmiar ugotowanych poprzedniego dnia ziemniaków, potrzebujemy do nich mąki, jaj, soli i zakasanych rękawów.

Gnocchi czyli "grudy" zaczynamy od przygotowania ziemniaków przepuszczając je przez praskę. Świetnie sprawdza się wcześniej serwowane puree. Wbijamy do ziemniaków jajko, dosypujemy 3/4 szklanki mąki (na ok. pół kilograma ziemniaków). Zaczynamy zagniatanie na stolnicy podsypując masę mąką do momentu, kiedy łatwo będzie się formować. Dzielimy zagniecioną kulę na części, następnie wyrabiamy podłużne wałki o średnicy mniej więcej 2 cm. Nożem porcjujemy wałki na kostki przecinając je co 2 cm. Zostaje teraz tylko w każdym kawałku wyrównać brzegi i małym palcem zrobić zagłębienie. Kartoflane łodzie wrzucamy do gotującej się, morskiej wody (ostatecznie może być osolona z kranu) z odrobiną oleju. Po rzucie kilkunastoma sztukami mieszamy wrzątek drewnianą łyżką, by kluchy się nie skleiły. Po wypłynięciu niech pogotują się jeszcze 2-3 minuty, próbujemy. Wyławiamy polsko-włoskie skarby... wkrótce będą pływać w sugo (sosie pomidorowym) i dumnie prezentować się obsypane pecorino, ale to już następna kulinarna blotka...

przyjemności w walce ze skrobią!
domowi pomocnicy mile widziani:)