czwartek, 31 grudnia 2009

Mała pizza na koniec roku

W wirtualnym notatniku życia warto odnotować, że ciągle się nie nudzę. Minął tydzień stołecznego odpoczynku, humor mam wyśmienity. Pochłonęła mnie do reszty kolejna niekulinarna książka, odpracowuję zaniedbania języka, dobrze się stołuję, dużo myślę i żyję pięknie. Kulturalnie pięknie ma się rozumieć.

Dziś ostatni dzień roku. Śmieszne postanowienia, śmieszne podsumowania.

Niech nam się dobrze wiedzie. Każdemu z osobna tak jak sobie życzy.
Sobie życzę w kolejnym roku wiatru zmian i siły, gdy będzie znosić. Kaszlącym kreaturkom zdrowia, melancholijnym duchom dużo czasu, wesołkom okazji i towarzystwa, zakochanym możliwości, szczęśliwym rozsądku, biednym pogody ducha, bogatym rozwagi...,
do rzeczy.

Mini-pizze
przepis na ciasto i pomysł z książki "Das grosse Kochbuch SNACKS & FINGERFOOD"

Ciasto:
7 g suszonych drożdży (lub 25 dag świeżych)
1/2 łyżeczki cukru
185 ml ciepłej wody

Wymieszałem wszystkie składniki, odstawiłem na 10 minut.

Dodałem następnie:
ok. 275 gr mąki
1/2 łyżeczki soli
1 łyżkę oliwy z oliwek

Wyrobiłem dobrze ciasto, które zostawiłem do wyrośnięcia na 45 minut pod przykryciem.

Wyrośnięte ciasto wałkowałem na grubość ok. 3 mm i wycinałem szklanką do drinków koła (ok. 6 cm średnicy). Z przepisu wyszły 27 mini pizze. Piekłem w temp. 200 stopni C ok. 15 minut.

Pizze przygotowałem z dodatkami:
1. drobno pokrojona nać pietruszki, czosnek, zalane dobrą oliwą
2. papryka, pomidor koktajlowy, pieczarki
3. brie z chilli, tarty parmezan zmieszany ze startymi orzechami włoskimi
4. gruszka, orzech włoski, parmezan
5. wariacje wymienionych składników
każdy wariant oprószony solą morską i czarnym pieprzem.

W cieście jest dużo drożdży, mini pizze ładnie wyrastają. Świetna przekąska do sylwestrowych bąbelków.

Smacznego i do zaczytania w 2010!
-m-

sobota, 26 grudnia 2009

La nonna La cucina La vita e auguri!

Moje zeszłoroczne postanowienie zostało zrealizowane - schroniłem się przed tegorocznymi świętami. Właśnie mija trzeci dzień mojego błogostanu. Zostałem w domu z masą książek, filmów, nieprzeczytanych gazet odłożonych na później, podręcznikiem do włoskiego, Czesławem – psem mojem jedynem, zapasami w lodówce i dobrym humorem.

Jak na krnąbrnego niehipokrytę przystało postanowiłem wykorzystać ofiarowany wolny czas na zajęcie się tym co lubię najbardziej. Chodzę spać zmęczony wiedzą i szczęśliwy.

Na przemian gościli u mnie Janusz Radek z Kaśką Groniec, Billie Holiday, George Michael, Liza Minelli z matką, Gaba Kulka, Tori Amos, oj… już tyle znanych nazwisk się przewinęło? Nie wymieniam dalej bo będziecie zazdrośni. Następne espresso, stołuję się smakołykami, robię przerwy na książkę kucharską, którą aktualnie czytam, książkę niekucharską, którą aktualnie czytam, oglądam dokumenty, fabuły,
leżę i myślę bo lubię.

O książce kucharskiej będzie. Urzeczony jestem i muszę ją mieć. Póki co gości u mnie przez grudzień. Ja z tych, co bibliotek szerokim łukiem nie omijają, zostało mi z dzieciństwa.
Larissa Bertonasco poczyniła wydaną w 2005 roku w Niemczech książkę „La nonna La cucina La vita. Wspaniałe przepisy mojej babci”. Niech Was nie zmyli nazwisko – książka rzeczywiście została wydana po raz pierwszy w Niemczech. Autorka jest w połowie Włoszką, wpół Niemką. Ładny papier, treść piękna. Prócz przepisów babci, znaleźć można u Bertonasco autorskie malunki, kolaże, rysunki i wiele osobistych historii autorki i Nonny.


Musicie przeto wiedzieć, że Nonna Larissy mieszka w Ligurii, dokładnie w Finale Ligure. Tam też prowadziła przy promenadzie restaurację Cucu. Prowadziła do czasu kiedy mąż - Mario zniknął z młodą kelnerką i całym majątkiem zostawiając czterdziestoletnią żonę. Sama trwać nie potrafi więc pojawił się jeden taki, o którym jest też po krótce. Historia goni historię, w obrazki wpatruję się jak zaczarowany, przepisy chłonę i myślę kiedy by co dobrego zrobić i od czego zacząć. Zabójstwem dla książki jest jednak tłumaczenie – z niemieckiego przełożyła Barbara Januszewska i nie wiem kto do tego dopuścił. Polenta to „mus kukurydziany”, coniglio con carciofi to królik z (uwaga)… JARZYNKĄ z karczocha, spaghetti alla carbonara to spaghetti z boczkiem…

Odnośnie rzeczonego spaghetti wiem już skąd wzięła się nazwa „carbonara” – wszystko za sprawą (autorki!) czarnego, przypominającego węgiel pieprzu, którym posypuje się na końcu makaron. Węgiel po włosku to przecież carbone.

Wyobrażam sobie krągłą Nonnę w skórzanej kurtce, pantoflach na małym obcasie i jeansowej spódnicy. Włoska Nonna jak malowana.
Polecam książkę bo mimo tłumaczenia warta jest uwagi. Co ciekawsze przepisy na razie skrupulatnie zanotowałem.
La nonna La cucina La vita
Wspaniałe przepisy mojej babci

Larissa Bertonasco
Propaganda,
Warszawa 2007

Mikołaj u mnie był. Ofiarował oprawioną kopię okładki The New Yorker’a z 17 kwietnia 1926 roku. Jeśli czytasz to Mikołaju - dziękuję bardzo. Gdybym zasłużył w kolejnym roku, może być oryginał bo piękna jest.
Ostatnia część blotki będzie najprzyjemniejsza:
Chciałbym Wam bardzo podziękować za życzenia, komentarze i to że do mnie wpadacie. Masę przyjemności sprawia mi obcowanie z Wami!

Ostatnio dostałem wirtualne wyróżnienie
"Vale a pena ficar de olho nesse blog!" od Dwóch chochelek za które dziękuję. Cieszę się, że cukinia cieszy się (takim!) powodzeniem. Wirtualne notatki mam ochotę dalej czynić więc zapraszam do mojej kuchni kiedy tylko macie ochotę.
Tam gdzie ja, tam i kuchnia moja, ole!

czwartek, 17 grudnia 2009

Maszynkowe, amoniaczki i pierniki jednego weekendu za miastem

Szarpnąłem się na robienie ciastek. Przyjemne to dla mnie zajęcie tylko pod jednym warunkiem – dobrego towarzystwa w kuchni. Inaczej nie ruszy. Nigdy nie mam odpowiednio dużo czasu na ciastka, zaczynam myć okna albo robić pranie ręczne. Nie – pranie ręczne to najgorsze co może mnie w życiu spotkać więc nie robię wcale. Wszystko zrobię byle nie prać w rękach. Miało być o ciastkach...

Pierniczki są z przepisu od koleżanki z pracy, która dała poznać ich smak nie dalej niż rok temu w okresie przedświątecznym. Przepis na amoniaczki i ciastka maszynkowe za to wygrzebaliśmy z babcią całej masy brudnych, wytłuszczonych kartek. W kratkę są bądź w linie, skrupulatnie zapełniane recepturami przez Stefanię na przestrzeni lat. Smalec w przepisie zdradza, że to babcine sekrety.


Pierniczki
podobno z „poradnika domowego”

DZIEŃ 1
Rozpuścić:
20 dag miodu
5 dag masła
20 dag cukru
torebka przypraw korzennych

Ostudzić lekko masę i mieszając mikserem dodać:
60 dag mąki pszennej
1/3 szklanki mleka
płaską łyżeczkę sody
jajko

(Gdyby masa była za twarda do mieszania – podgrzać ją lekko)
Przygotowane ciasto odstawić na dobę do lodówki.

DZIEŃ 2
Wałkujemy ciasto po kawałku, resztę trzymając w lodówce.
Foremkami wycinamy ciastka dekorując je orzechami lub słodką posypką. Pieczemy w temperaturze 170 stopni C (czas pieczenia zależy od grubości ciastek, należy kontrolować czy się nie przypiekają za bardzo).


Ciastka maszynkowe

1 kg mąki
5 żółtek
1 całe jajko
30 dag cukru
25 dag margaryny
10 dag smalcu
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Składniki zagniatam, jak to w maszynkowych ciastkach - „przepuszczamy” masę przez maszynkę. Do części ciasta na maszynkowe dodaliśmy kakao. Babcia ma maszynkę żeliwną. Plecy bolą od noszenia, słowo daję.

Amoniaczki

1 kg mąki
1 szklanka kwaśnej śmietany
3 dag amoniaku spożywczego
3 żółtka
20 dag cukru
25 dag margaryny
10 dag smalcu
łyżeczka octu

Mąkę, ½ szklanki śmietany, 3 żółtka, cukier i tłuszcz zagnieść. ½ szklanki śmietany, amoniak i łyżeczkę octu rozmieszać, wlać do ciasta i ponownie dobrze zagnieść. Przed pieczeniem posypujemy cukrem.
Upieczone amoniaczki przypominają ciastka francuskie, ot luźne skojarzenie.

PS 
Wszystkie ciastka przechowuję w szczelnie zamkniętej metalowej puszce.


Czesław, pies mój jedyny też lubi ciastka. Po tym co zostało w misie z ciastkami na oknie (tak - wszedł na stół, żeby się do niej dostać) stwierdzam, że nie jest wybredny i lubi wszystkie zaprezentowane w blotce.

wtorek, 15 grudnia 2009

Porchetta

Obrazowo dzisiaj będzie iście z mięsem w roli głównej. Mięsem bardzo smakowitym. Ochotę mam na kolor i włoskie klimaty.

Na porchettę też mam ochotę. Porchetta /por'ket:a/ jest obok mojego ulubionego owczego sera pecorino romano tradycyjnym produktem centralnego regionu Italii – Lazio. Wiki podpowiada, że jest włoską ikoną kulinarną.

http://en.wikipedia.org/wiki/Porchetta

Mięso jest słone, przyprawione dobrze rozmarynem, czosnkiem, szałwią i pieprzem. Świetny dodatek do chleba i mało wyraźnego towarzystwa. W takiej właśnie postaci (panino) porchetta sprzedawana jest często z samochodów na targach i ulicach.

Wielkie rulony mięsa krojone są ręcznie, długimi nożami. W mniejszych miasteczkach często obsługa sklepów skraja i waży mięso dodając do pojemnika, po wydrukowaniu ceny, spieczoną skórę.
Skórkowani wiedzą jak zachęcić do powrotu na zakupy.

Krótkie dni, chłodne warszawskie noce, posiedziałbym w cieniu palm. Bo jak marzyć to z rozmachem.


czwartek, 10 grudnia 2009

Tarta con pomodori e philadelphia

Pewnego urlopowego dnia postanowiłem, że na obiad będą makaronowe chusteczki z pesto autorstwa Jamiego Olivera. Przepis przypomniał mi się nagle i nagle też cała idea obiadu upadła. Okazało się, że zamiast świeżego ciasta makaronowego kupiliśmy... ciasto francuskie. Umysł elastyczny więc dało się coś z tym fantem zrobić, tak powstała:
Tarta con pomodori e philadelphia
tarta z pomidorami koktajlowymi i serkiem philadelphiarulon ciasta francuskiego
serek philadelphia
garść tartego parmezanu
duże jajo
świeża bazylia pomidory koktajlowe
pieprz i sól

Ciasto wyłożyłem na blachę, nakłułem widelcem i podpiekłem ok. 5-7 minut w sugerowanej na opakowaniu temperaturze. W tym czasie rozkłóciłem w misce jajko, dodałem philadeplhia, starty pamezan, sól i pieprz do smaku. Wylałem mieszankę na ciasto, ułożyłem przekrojone na pół pomidory i listki bazylii. Piekłem do zarumienienia tarty.

Moje smaki – proste połączenia dostępnych składników.

Powoli kończę wirtualną włoską wyprawę. Przy każdej blotce wracałem wspomnieniami do wzlotów mojego podniebienia z ostatniego urlopu i przyznaję, że bardzo to były przyjemne powroty. Kilka potraw/zdjęć zostało ale może przy okazji je jeszcze zamieszczę (penne z koniakiem? bo kto by nie chciał spróbować). Nie mam w końcu ochoty zamykać swojego blogowego kramu, wrócę po prostu do codziennej pstrokaterii przepisowej.
Dni w Italii mijały szybko, jak zwykle: jedno espresso, cappucino, drugie espresso, trzy. Czasem cztery bo detoks można zrobić po wolnym a błogie chwile z filiżanką na wagę złota. Kiedy towarzystwo przyjemne kaw się nie liczy. Poznałem kilka osób – w kawiarniach, barach, dyskotekach czy na ulicy. Nietrwałe to kontakty chociaż wrastają w pamięć ciekawymi historiami.Kiedy Susanne, Katja, Thorsten, Stefan i Stefan wałęsali się za dnia po muzeach i placach, ja łapałem chwilę oddechu od codzienności i warszawskiej rutyny. Fotografowałem, czytałem, kolekcjonowałem promienie słoneczne, robiłem zakupy, bez celu spacerowałem po mieście, pysznie jadłem i piłem.
Wieczorami najczęściej chodziłem z niemieckimi przyjaciółmi na długie i syte kolacje. Stałym miejscem była pizzeria w studenckim dystrykcie za Termini – Fomula 1 otwierana o 18stej by po pracowitym wieczorze zamknąć drzwi dla klientów o 24tej. U nas nie ma takiej kultury, może ocieplenie klimatu może mieć i pozytywne skutki (nie może, niepożałowana szkoda). Na Zatybrzu, które też było często odwiedzanym miejscem gościliśmy w różnych trattoriach by na deser wracać do wybranej, potem grappa lub amaro.
Cornetto (croissant) wypełnione nadzieniem miodowym o 3 nad ranem prosto z piekarni? Proszę bardzo. Wszystko było. Dobrych wspomnień nigdy dość.

Teraz najchętniej wsiadłbym na ten (nie mój) rower i zwiał gdzie dzień dłuższy i ludzie uśmiechnięci.
-m-

czwartek, 3 grudnia 2009

Bistecche al rosmarino

Danie, które najbardziej kojarzy mi się z prostą domową kuchnią w Italii to steki. Nie pomyliłem się, nie postradałem też zmysłów. Trzeba informację przyjąć z wiarą.


Od lat kiedy Włochy nie są mi obce, jednym z ulubionych dań są steki z rozmarynem przygotowane na patelni grillowej.
Mięso wieprzowe czy wołowe nie jest częstym gościem na moim stole. Nad szynkę czy gulasz przedkładam ryby, sery, owoce i warzywa w różnych kombinacjach. Zapachu i smaku steku ze świeżym rozmarynem jednak naprawdę nie da się zapomnieć. Wspomnienie siedzi ukryte w środku nędznej strukturki uderzając do głowy raz na jakiś czas silnym doznaniem, porywającą soki trawienne myślą.


Bistecche al rosmarino

bisteccha (stek z kością)
olej roślinny, oliwa (nie z pierwszego tłoczenia)
świeży rozmaryn
sól, pieprz

Przygotowanie dania jest proste: mięso nacieram odrobiną oleju i oliwy z oliwek, dobrze oprószam solą morską i grubo zmielonym pieprzem. Rozgrzewam patelnię grillową, obsmażam szybko stek z obu stron. Podlewam mięso wodą, dodaje dużo świeżego rozmarynu i duszę około 15-20 minut do miękkości (część czasu pod przykryciem). Woda wyparuje, oliwa z olejem na nowo pomoże w zesmażeniu steku. Gotowe. Mięso koniecznie serwować w towarzystwie dużej ilości sałat.

Buon Appetito!