Jesień.
Wspominanego dnia rano ugotowałem pikantno-słodkie leczo. Po spacerze nałożyłem dużą chochlę sosu do małej miski i trzymając ciepłe naczynie w zmarzniętej ręce wyjadałem czerwony zanurzając w nim słone chipsy.
Pikantno-słodkie leczo ze słonymi tortilla chips
20 dag surowego boczku
średnia słodka czerwona cebula
1 zielona,
1 czerwona,
2 żółte papryki
kilogram, albo i jeszcze więcej, dojrzałych pomidorów
łyżka koncentratu pomidorowego
(w sezonie pozapomidorowym 2 puszki pomidorów)
mała puszka kukurydzy
2 łyżki octu balsamicznego
chilli
oregano, sól, cukier do smaku
opakowanie tortilla chips
Boczek pokroiłem w paski, cebulę w kostkę, podsmażyłem na głębokiej patelni. Dodałem pokrojone papryki i smażyłem jeszcze chwilę. Sparzyłem pomidory, obrałem ze skóry i grubo pokroiłem usuwając wcześniej gniazda nasienne. Przełożyłem pomidory na patelnię.
Gotowałem całość do miękkości warzyw. Na koniec dorzuciłem odcedzoną na sicie kukurydzę. Wymieszałem i doprawiłem całość octem balsamicznym, solą, cukrem, oregano, pikantnych chilli.
Podałem z solonymi tortilla chips.
***
W ostatnim odcinku programu przygotowywałem suflet czekoladowy z kremem angielskim (przepis tutaj). Konkurencję wspominam tak:
Produkt, z którym mieliśmy pracować w drugiej konkurencji wybierał Miłosz. Pomysłowość produkcji programu MasterChef jest duża więc specjalnie nie zastanawiałem się wcześniej z czym przyjdzie mi się mierzyć. Z zaproponowanych składników, które stanowić miały podstawę deseru, Miłosz wskazał czekoladę - bardzo wdzięczny temat. Wdzięczny, aczkolwiek trudny, gdy pod ręką nie ma wagi lub czasu na odmierzanie składników ‘na oko’, by wyczarować dobry deser metodą prób i błędów.
Pierwszą wizytę w spiżarni wspominam jako stresującą ale także, po wszystkim, bardzo zabawną. W dzikim szale podbijanym przez stres, rozgorączkowane i rozgorączkowani, nie mając pojęcia w którą stronę się udać i gdzie rozlokowane są niezbędne składniki i sprzęty zdarzało się, że pokrywki garnków latały nad kamerami, przytwierdzone do półek miksery brane były siłą, dosłownie wyrywane spiżarnianym meblom. Scena komediowa, po całym dniu wspominana ze łzami śmiechu w oczach.
Konkurencja przyniosła kolejną porcję emocji. Czas gotowania biegł jak szalony. Macie pół godziny, macie piętnaście minut… minutę? Całe szczęście udało mi się zważyć czyny na zamiary więc gorący suflet czekoladowy z waniliowym kremem trafił na talerz na moment przed donośnym ‘stop’ jury. Szybki ogląd dań z innych stanowisk, degustacja i werdykt...
Oczekiwanie na werdykt nie pozbawiło napięcia. Postawione przed nami zadanie wymagało przygotowania jednej porcji deseru. Stawiałem na podeście suflet nie będąc przekonanym czy jest smaczny i ma odpowiednią konsystencję po tym jak wszystkie składniki łączyłem kierując się bardziej nadzieją i wyczuciem niż rozumem, zwłaszcza że w trakcie konkurencji zmieniłem pomysł na danie. Szczęśliwie dla mnie test smaku wypadł pomyślnie. Niestety nie wszystkim udało się przekonać do siebie skład jurorski tym, co znalazło się na talerzach.
Ledwie powiedzieliśmy sobie ‘cześć, gratuluję finału’, a już przyszło się żegnać z Michałem i Moniką. Zawsze gdy z towarzystwa odchodzi osoba, z którą przyjemnie spędza się czas, która ma podobną pasję przynoszącą dużą satysfakcję, inne doświadczenia, którymi ze względu na charakter chętnie się dzieli - pozostaje niedosyt. Wiem jednak, że Monika i Michał nie raz jeszcze zauważą błysk zadowolenia i uciechy w oczach osób, którym serwować będą własne dania czego im bardzo życzę.
Dla mnie to największa zapłata za przyjemność przy garnkach i patelniach.
***
Suflety z przepisu rosną ponad kokilki. Suflet w programie też urósł tylko fotograf nie zdążył zrobić zdjęcia, gdy jeszcze był gorący i w pełnej krasie...
***
Ugotowałem dzisiaj 4 litry bulionu. Zapowiada się w kolejnym tygodniu kilka blotek z zupami. Jesień wybrała.
Przyjemności wiele!
Mich