wtorek, 17 lutego 2009

Niemiecko-holenderskie przygody



Kulinarne przygody w tym roku wyskakuja z rekawa opatrznosci jedne za drugimi. Dopiero co przywiozlem srodziemnomorskie doznania z Wloch, juz podniebienie przyzwyczajam do niemieckich salat na cieplo czy holenderskiego musu do kielbasy. Swiat staje na glowie a ja doceniam nocne zagraniczne spacery.

Zaczynam zastanawiac sie ile czasu jeszcze zagraniczne nawyki jedzeniowe beda mogly wzbudzac moje obrzydzenie czy niesmak. Wydaje sie, ze granice przesuwaja sie zawrotnie szybko.
Zachodnioniemieckie impresje:zamawiajac hot-doga robionego na sposob 'niemiecki' spodziewac nalezy sie kiszonej kapusty i prazonej cebuli; krojona i obgotowana salata (nie mylic z maslowa) przypomina kuchnie wloska z calym bogactwem botwin i traw w garnkach; kielbasa opanowala te federacje; waniliowy pudding z rumem i kawalkami czekolady to niebo w gebie; jesli ktos kocha wloska kawe niech szuka wloskich lokali - inaczej nie uraczy rozkoszy (dzbanki z praska do fusow - fuzja tureckiego parzenia z polskimi nawykami z prl'u'?!); dobre pomysly na zagospodarowanie postindustrialnych terenow wydaja sie nie miec konca, choc obszary wydaja sie nie miec konca podobnie; biesiadowanie podobne do polskiego, zmienic wytworny bal na tysiac osob na dyskoteke z Modern Talking wyszlo niezwykle latwo; wiecej mniejszych browarow, solidarnosc regionalna ma swoje prawa; Niemcy maja swoje patriotyczne fixy a karnawal to karnawal - Polacy sa za wstydliwi na takie maskarady; imigranci robia swoje - kuchnia turecka swieci triumfy; markety w perelkach zachodnich Niemiec jak Munster przyciagaja niczym najbardziej snobistycznej szwajcarskie miasta - brakuje tylko gor.


Holenderskie impresje tutaj:
gdy zabraknie - po mus jablkowy chodzi sie do sasiada niczym w Polsce po szklanke cukru; bogactwo slodkich posypek do deserow - ciagna sie rzedami przez cale sklepy; cieply 
Stroopwafel najlepiej smakuje na ulicy w swojej ojczyznie; brakuje niemieckiego pieczywa - mozna jechac po nie do Niemiec; supermarkety zachecaja do gotowania w domu oferujac bezplatne broszury z przepisami - ciekawe w zetknieciu z ogromem gotowych dan w pudelkach i kryzysu finansowego; dawne holenderskie kolonie daja o sobie znac - Tajska kuchnia na kazdym rogu; woki wszedzie w wiekszych miastach podobnie jak coffeeshopy czy male domki na przedmiesciach; ciasteczka maslane w ksztalcie frontu kamienicy to tradycja; panele sloneczne na dachach powoduja zmiane myslenia o gotowaniu - kuchenki indukcyjne i garnki na pare maja branie; mieszane smaki i smaczki - ostre ze slodkimi, wloskie z niemieckimi- maja swoich zwolennikow i ostra krytyke.

Tak oto tydzien z wiatrakami (wykorzystywanymi do celow melioracyjnych i zbierajace energie z wiatru, nie mielace make) i kiszona kapusta dobiega konca. Jutro obladowany ciezkimi butelkami z likierami i porto czy jeszcze ciezszymi ksiazkami kulinarnymi wroce do stolycy i chyba zakwitne! bu!

1 komentarz:

Rural Journey pisze...

tez mieszkalam w niemczech (berlin) i kojarze klimaty;) zwlaszcza imbisbudy...od niemieckiego jedzenia nabawilam sie powaznej alergii, bo pewnie ma mniej witamin niz sie mozna po nim spodziewac;) jest kilka fajnych potraw i produktow, ktore lubie, ale szkoda, ze nie sa zbyt powszechne...poki co, zamienilam niemcy na austrie i kulinarnie byl to zdecydowanie dobry wybor:) ciekawe, czy faktycznie oni tak te granice przekraczaja ze wzgledow smakowych, czy raczej finansowych. znam niemcow, ktorzy jezdzili z berlina po szparagi do polski, ale dlatego, ze zwyczajnie taniocha;)