wtorek, 30 czerwca 2009

Kolacyjny bełkot niebieskiego migdała

Czerwiec w tym roku nie obfitował w pogodę. Burze, wiatry na moje schorowane zatoki, kałuże i długie deszczowe popołudnia. Zupełnie przeciwna pogoda do tej z południa Europy. Dwa ostatnie dni przyświeciło ładnie, zrobiło się letnio i duszno jak to w dużych miastach bywa. Z małej chmury jednak duży deszcz więc wczoraj dla urozmaicenia po jasnym dniu mieliśmy mega ulewę. Zaskoczyła mnie przy ciepłym piekarniku, zza okna to niech sobie pada. Mam nadzieję, że do końca sezonu ogórkowego będzie pięknie. Tak czy inaczej na straty czerwca nie spisuję. W czerwcu bowiem czekam do ostatniego, rok w rok, czekam na urodziny.
Wtorek w tym roku przypadł na dzień urodzinowy. Żeby tradycji służbowej stało się zadość przygotowałem tort dla koleżanek i kolegów z pracy. Sporo zastanawiałem się nad „głównym daniem”. Stanęło na torcie bezowym z przepisu Liski. Uwielbiam chrupiącą, rozpadającą się skorupkę, która skrywa w środku ciągnące się, słodkie wnętrze. Niestety cała organiczna i nieorganiczna chemia sprzysięgła się przeciw mnie więc beza wyszła, hmm... średnia. Doświadczyłem jednak wiedzy o moim wynajmowanym piekarniku i pracy z jego termostatem. Na przyszłość bezcenne.
Gdyby to były rajskie owoce a nie tort - sok spływałby pod rękawy, za kołnierzyki i po brodzie a wszyscy uśmiechaliby się kosztując lepkiej wilgoci. Na piątym piętrze zamiast tego obrazka, wśród komputerów, lekko huczącej klimatyzacji, w oświetlonym przedpołudniowym słońcem pokoju biurowym goście trzymali tacki, kawy, herbaty i od czasu do czasu padł dowcip lub żart sytuacyjny. Sytuacja zajęła chwilę, rozeszliśmy się po przyjęciu do swoich zajęć i całe szczęście... wieczór przyszedł letni. Wieczory tu już inne historie, błogie i lekkie, leniwe i stanowczo za krótkie, nawet latem. Kolacja orientalna, teraz włoskie wino i Kulka w głośnikach, nie ma lepszych warunków na pisanie blotki.
Czego sobie życzę? Powodzenia w najbliższych wakacyjnych miesiącach w dwóch przytłaczających projektach niekoniecznie zawodowych (chociaż z tyłu głowy mam marzenie żeby zawodowymi się stały). Spełnienia, dużo radości i dobrej strawy nie tylko dla żołądka. Może jeszcze tego tańca na zielonym przy świetle lampionów w grupie przyjaciół, w któryś z letnich wieczorów. Marzenie od siedmiu lat obecne czyli od kiedy po raz pierwszy pojechałem do Włoch i spędziłem tam całe wakacje. Włoskiego jeszcze sobie życzę. Podchodziłem do języka jak pies do jeża a teraz, w lipcu zaczynam naukę na poważnie.
Ostatnie życzenie ale nie najdrobniejsze - dobrych relacji z WAMI bo przynosicie mi dużo radości, o!
-m-
Na zdjęciach:
białe kokosowo-migdałowe trufle

niedziela, 28 czerwca 2009

Bardzo czekoladowe biscotti z pistacjami



Kawa to moja przyjaciółka od serca od wielu lat. Do kawy jednak lubię towarzystwo. Kruche i lekkie jak beza, słodkie jak suszone owoce, chałwowe, biszkoptowe, słodkie lub mniej. Twarde i czekoladowe, podobne do brownie z pistacjową nutą? Proszę bardzo.

Czekoladowe biscotti
inspirowane Martha Stewart’s Cookies
2 szklanki mąki
1/2 szklanki kakao
1 łyżka sody
1/4 łyżki soli
90 g masła o temperaturze pokojowej
1 szklanka cukru
2 duże jajka
3/4 szklanki pistacji (niesolone)
50 g drobno posiekanej czekolady (70% kakao)

Rozgrzałem piekarnik do 180 stopni C. Blachę wyłożyłem pergaminem.
Suche składniki wymieszałem dobrze w jedej misie: mąkę, kakao, sodę, i sól. Ubiłem w drugim naczyniu masło z cukrem na średniej prędkości miksera. Następnie pojedyńczo dodawełem do masła jajka ciągle ubijając.
Zmieszałem zawartość mis i wyrobiłem ręką gęste ciasto. Kolejnym krokiem jest dodanie pistacji i posiekanej czekolady, połączenie ich z ciastem. Na blasze uformowałem z gotowej masy wałek o wielkości ok. 30x10 cm. Piekłem 25 minut, ciasto niewiele urosło, lekko popękało.

Wyjąłem blachę, zmniejszając jednocześnie temperaturę piekarnika do 140 stopni C.
Odczekałem 5 minut do czasu przestygnięcia ciasta po czym pokroiłem je ostrym nożem z piłką na plastry o grubości 2 centymetrów. Rozłożyłem kromki na blasze i piekłem jeszcze 8 minut. Po wyjęciu z piekarnika biscotti ostygły, można było je konsumować. Niespożytą resztę zamknąłem w hermetycznym pojemniku wyłożonym pergaminem, mogą tak poleżeć nawet i tydzień ale kto by tyle czekał...

wtorek, 23 czerwca 2009

Placek prawdziwych farmerów/farmerek



Pisałem już, w którymś komentarzu, że mój pies jest łakomy i pożarł pół keksa z weekendowej piekarni. Niepożałowana strata. Trzeba było znaleźć rozwiązanie. Równie szybkie, jak to mawiają na mieście - studenckie, jak dla mnie - farmerskie. Tak mi się właśnie ten placek kojarzy. Z nagłego przypływu chwili i tego co było pod ręką, Panie i Panowie, prezentuję:
Placek farmerski
placek ciasta na pizzę (przepis w tym poście)
2 szalotki (ewentualnie cebula czosnkowa)

pół szklanki białego wina
pół szklanki fety
sól i pieprz

Prawdziwy Farmer kroi cebulę w grubą kostkę, podsmaża dobrze - do zarumienienia, wlewa wino po czym odparowuje je dobrze mieszając powstały sos z przywartymi do patelni cebulowymi kawałkami. Miesza następnie ciepłe nadzienie z fetą i rozkłada równomiernie na placku. Piecze na rozgrzanej blasze /kamieniu/ do zezłocenia i zjada ze smakiem.

Miska liści sałat, pomidorem i paskami papryki jest świetnym dodatkiem... podobnie jak oliwa chilli.

Chwilę zastanawiałem się nad farmerskim zawołaniem na koniec ale nic mi do głowy nie przychodzi. Może: "nastąp się" albo iiiiha?

niedziela, 21 czerwca 2009

Weekendowa piekarnia #36 - keks deserowy



Macie wrażenie, że gospodarz tej edycji weekendowej piekarni ogłosił co następuje i się schował? Umknął w angielskim stylu? Wyszedł nie tłumacząc nic nikomu?

Macie rację! Od ogłoszenia przepisów zdarzyło mi się wiele, niekoniecznie przyjemnych przygód. Z historii mrożących krew w żyłach - okradziono mi samochód wybijając szybę. Potem był już ciąg wypadków i dzisiaj sprawa się skończyła. Samochodu nie ma, zmęczenie lekkie zostało. Nieduże to straty, a ile wrażeń.
Siedzę teraz po popołudniowej drzemce, z kubkiem gorącej minestrone, na którą przyszła mi niespodziewana ochota, włączonym telewizorem i przerażeniem, że już jutro znowu praca. Będzie krótko.

Cieszę się, że smakują Wam bułki i keks deserowy. Bardzo podobają mi się Wasze wypieki - dla takich wrażeń estetycznych warto było wertować internet i książki.
Osobiście bułki z figą zamroziłem po ostatnim pieczeniu. Przypomniałem sobie ich smak dzisiaj rano tostując lekko pieczywo. Z pewnością i u mnie nie raz jeszcze zagoszczą na talerzu. Niewiele miałem czasu na domowe kucharzenie tego weekendu, chleb jednak zrobiłem. W domu suszonych gruszek ani świeżej szałwii nie uświadczyłem więc podstawowy przepis wzbogacony został świeżą bazylią, pietruszką i orzechami włoskimi. Smakował mi ten wielki muffin. W towarzystwie wędzonej makreli i różowego wina świetnie zaspokoił obiadowego głoda.

Podsumowanie wkrótce,
dziękuję za wspólną zabawę!
-m-

wtorek, 16 czerwca 2009

Weekendowa piekarnia #36


Nie będzie trudno i nie przepracujemy się w tej edycji. Liczę, że za oknem słoneczna pogoda nie pozwoli na całodzienną pracę przy piekarniku i misach wypełnionych zaczynami, bigami i rosnącym kilka godzin ciastem. Wybrałem za to dwa ciekawe przepisy żeby tradycji stało się zadość, nie myślcie sobie.
Miło mi zaprosić Was do kolejnej edycji weekendowej piekarni.


Pierwszym wypiekiem są Bułeczki z figami. Przepis pochodzi z książki "Szwedzki stół. Smaki kuchni skandynawskiej" Teresy Cichowicz-Porady (robiłem już z jej stron ciasto rabarbarowe). Robimy 12 bułek pszenno-żytnich na drożdżach. Pieczywo nie jest za słodkie jak może się wydawać - świetnie pasuje do wędlin czy sera pleśniowego. Najlepiej zjeść bułki tego samego dnia (drożdże!) lub zamrozić na później. Sprawdźmy!

Bułki z figami
składniki na 12 sztuk

10 dag suszonych fig
1 2/5 szklanki wody
3 dag drożdży
2 szklanki mąki żytniej
1 szklanka mąki pszennej
łyżeczka soli
jajko do posmarowania
ewentualnie mak lub sezam do posypania

Posiekać drobno figi, zagotować z wodą. Odstawić do ostudzenia (37 stopni C).
Odlać 2/5 szklanki ostudzonej wody z fig, wlać do miski. Rozetrzeć w niej drożdże, zostawić na 10 minut. Wymieszać w misce oba rodzaje mąki z solą, wlać rozmieszane z wodą drożdże i wodę z figami. Dobrze wyrobić i zostawić na 15 minut. Wyłożyć ciasto na posypana mąką stolnicę, wyrobić trochę, uformować wałek i podzielić na 12 części. Formować okrągłe bułeczki. Układać na posmarowanej blasze. Zostawić na 45 minut do wyrośnięcia. Nagrzać piecyk do temperatury 200 stopni C. Posmarować bułki jajkiem, posypać makiem i piec około 22-25 minut.

W drugim przepisie ze względu na specjalne życzenie istnieje możliwość wykorzystania mięsa. Specjalne życzenie tych, co wiedzą czyje to życzenie. Dorie Greenspan (autorka książek kulinarnych "Baking: From my home to yours" czy "Paris Sweets: great desserts from the city's best pastry shops" a także pisarka w książkach m.in. Pierre'a Herme'sa) przygotowała Chleb ze szczypiorkiem i cheddarem (chociaż zaraz przekonacie się, że to niewystarczająca nazwa). Oryginalny przepis znajdziecie tu wraz z uwagami autorki /eng/. Na stronie bonappetit jest za to zdjęcie ukazujące więcej "wsadu" w chlebie.

Dorie pisze, że pieczywo jest z rodzaju słonych, serowych i naprawdę dobrych z białym winem. Poza wszystkim - chleb jest szybki w przygotowaniu jak miało być z założenia. Białe wino się już chłodzi więc...

Pikantny chleb ze szczypiorkiem i cheddarem (a może z gruszką?!)

szklanka grubo startego żółtego sera cheddar plus pół szklanki tego sera pokrojonego w małe kostki
1 3/4 szklanki mąki
1 łyżka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli
1/4 łyżeczki czarnego pieprzu
3 duże jajka
1/3 szklanki tłustego mleka
1/3 szklanki oliwy extra-virgin

dodatki:
5 plasterków bekonu, kroimy, smażymy na małej ilości tłuszczu, studzimy
szklanka dobrze pokrojonych suszonych gruszek (uważać żeby nie były ususzone "na wiór")
1/3 szklanki orzechów włoskich, chwilę podrumienić w piekarniku
1/2 szklanki posiekanego drobnego szczypiorku
drobno posiekana świeża szałwia
Rada autorki: chleb jest do przygotowania w malej keksówce, jeśli nie macie małej wybierzcie większą. Chleb będzie po prostu niższy, pamiętać należy wtedy o trochę krótszym czasie pieczenia.

Rozgrzewamy piekarnik do 180 stopni C.

Mieszamy dobrze mąkę, proszek do pieczenia, sól i pieprz w dużej misie. W drugim naczyniu mieszamy ok minutę jajka do czasu kiedy dobrze się połączą i lekko ubiją. Dodajemy do jaj mleko i oliwę. Teraz czas na zmieszanie składników mokrych z suchymi - łopatką lub drewnianą łyżką mieszamy całość delikatnie do powstania ciasta. Nie trzeba wykonywać energicznych ruchów jak pisze autorka. Teraz dosypujemy ser, starty na tarce jak i w kosteczkach i dodatki: zioła (szczypiorek, szałwia) i podrumienione przez chwilę w piekarniku orzechy włoskie a także ostudzony bekon i pokrojone gruszki. Przekładamy ciasto do wysmarowanej masłem foremki do pieczenia.

Dodatki wykorzystujemy w miarę upodobań. Do mnie najbardziej przemawia wersja gruszki+szałwia+orzechy (+dużo wina, czerwonych winogron i sera pleśniowego, poza konkursem).

Pieczemy chlebek 35 do 45 minut lub do momentu kiedy będzie miał złotą skórkę, a patyczek do sprawdzania ciasta wbity w środek pieczywa będzie suchy. Studzimy na kratce.
Ciasto może być serwowane jeszcze lekko ciepłe ale autorka pisze, że woli ostudzone. Jak nam będzie smakował? Chleb nadaje się również do podania jako antipasto - schłodzony w pokojowej temperaturze może odleżeć trochę czasu do momentu, kiedy pokroimy go w paski lub duże kostki. Inwencja Greenspan nie ma granic. Przekonajmy się jak smakuje ten deserowy keks bo wina nigdy dużo.

Zapraszam do wspólnego pieczenia
-m-

wtorek, 9 czerwca 2009

Słodka cukinia - chleb z orzechami



Jedliście kiedyś cukinię na słodko? Mi się chyba nie zdarzyło, do dzisiaj. Znalazłem ostatnio na jednym z (kilkudziesięciu) ulubionych blogów przepis na chlebek cukiniowy Babci E. Tak mnie zafrapowało połączenie smaków, że czym prędzej wypróbowałem. Efekt? Słodki chleb z miękkim miąszem, podczas pieczenia którego w domu unosi się zapach orzechów. Sama świadomość, że w bochenie znalazła się spora, świeża, zielona cukinia jest nie do przetrawienia. Psychicznie oczywiście bo chleb jest ciekawym eksperymentem i z całą pewnością nadaje się do degustacji.



Nigdy nie przepadałem za ciastem marchewkowym, które z jednej strony nie przypomina mi ciasta z kolejnej - nie jest pieczywem. Ciasto cukiniowe jest podobne - do polecenia tym co za marchewkowym przepadają, a i tym którzy/e lubią testować nowe smaki.

Chleb cukiniowy Babci E
na podstawie Use real butter

3 jaja
2 szklanki startej cukinii
2 szklanki cukru (dodałem półtorej, myślę że jedna pełna wystarczy)
1 szklanka oleju roślinnego
łyżka esencji waniliowej (używam Marks & Spencer)
2,5 szklanki mąki
1 łyżka soli
1 łyżka sody
1 szklanka pokrojonych orzechów (u mnie włoskie, ok 100 g)

Rozgrzałem piekarnik do 180 stopni.
Zacząłem od ubicia jajek na sztywną pianę po czym dodałem cukier i esencję waniliową ciągle ubijając. Do startej cukinii wlałem olej i wsypałem suche składniki: mąkę, sól i sodę po czym łyżką wymieszałem wszystko z jajkami. Dorzuciłem pokrojone orzechy włoskie i wlałem do dużej keksówki. W oryginale przepisu jest mowa o dwóch mniejszych naczyniach i to jest dobra rada. Pieczemy około godzinę co przy moim wielkim bochenie nie zdało rezultatu. Słodki chleb piekł się dłużej ze szkodą dla skórki. Rozlewamy więc nauczeni moim doświadczeniem do dwóch naczyń (albo robimy połowę porcji jeśli mamy mniejszą blaszkę). Połowę czasu piekłem pod przykryciem z pergaminu. Piekarnik góra-dół, bez termoobiegu.

smacznego, dziękujemy Babciu E!

niedziela, 7 czerwca 2009

60/40 czyli po prostu: chleb, i to jaki



Uwielbiam dobre pieczywo! Gnioty i buły niech się chowają.
Kupujący chleb krojony, w worku, też bo pokaleczę wzrokiem.


Wracając z Włoch zawsze boli mnie szczęka od przeżuwania kolejnych kromek -twardych i wypełnionych labiryntami powietrza chlebów, które nawet po tygodniu można zjeść bez obawy o trawienie pleśni. Gorzej jest z "jadalnymi" chlebami w naszych supermaketach.

Całe szczęście pod domem na Muranowie mam ulubioną cukiernię z ciastami i quiche'ami bez konserwantów. Od niedawna po dokładnych instruktarzach blogowego społeczeństwa (dzięki WAM!) odnośnie zakwasu, o czym pisałem dwie blotki wcześniej, piekę też własne chleby. W tej edycji weekendowej piekarni przepis Tatter na chleb 60/40 Nilsa coraz bardziej przybliża mnie do oswojenia się z myślą, że niedługo nie będę wydawał kroci na kupowane pieczywo. Założę na użytek własny piekarnię w domu.

60/40 Nilsa
cytowane za
Tatter

270g zytniego razowego zakwasu (100% hydracji)
135g zytniej maki razowej lub T1150
180g bialej maki pszennej (uzylam Manitoby)
200g wody, (52C minus Wasza temperatura pokojowa)
2g swiezych drozdzy (opcjonalnie)
9g soli

Wymieszalam skladniki w misce i zostawilam na 45 minut, nastepnie zlozylam ciasto (mozna jedynie przemieszac) i znow zostawilam na 45 minut. Nastepnie uformowalam podluzny bochenek i zlaczeniem w gore wlozylam go do omaczonego kosza. Zostawilam do wyrosniecia. Bochenek z drozdzami rosnie znacznie krocej (ok. 1 - 1 1/2 gdziny). W kazdym razie ciasto ma prawie podwoic swoja objetosc (ok 90-95%). Rozgrzalam piec wraz z kamieniem do 260C.

Wyrosniety chleb przelozylam na lopate, szybko nacielam i zsunelam na rozgrzany kamien. Pieklam z para przez 10 minut nastepnie obnizylam temperature do 220C i pieklam jeszcze 35 minut. Chleb wystudzilam przed pokrojeniem. Absolutny hit!
Potwierdzam - Absolutny!

piątek, 5 czerwca 2009

Muffiny truskawkowe pod chrupiącym kokosem




Czuję się dzisiaj pysznie objedzony. Może trochę przesadziłem z ilością, ale tylko trochę. Nie robię sobie wymówek bo takich pyszności obok siebie dawno nie widziałem.

...gotowane szparagi z prażonymi migdałami, sushi, caprese, sałatka z ciecierzycy, sałatka z pora i mięsa, karczochy z oliwy, sałaty, dipy i sosy do zieleniny, pieczone szynki i ryby a do tego wszystkiego crème brûlée, tarty, krem z owoców leśnych, krojone owoce z sosem kiwi, truskawkowym albo waniliowo angielskim i bitą śmietaną. Mógłbym wymieniać jednym tchem co było.

Smakowałem większości. Jutro powtórka bo szkolenia z europejskich funduszy dzień drugi.

Po dzisiejszej porcji wiedzy wylałem w kawiarni prawie całą cafe latte powodując zamęt na całego. Spokojnie jednak mogłem w domu wyciszać się przy robieniu muffinów i towarzystwie Callas, bez względu na kalorie. Każda wymówka jest dobra.

Białe muffiny z truskawkowym nadzieniem i kokosową posypką nie są za słodkie i świetnie nadają się do kubka gorącej czarnej herbaty ciepłego letniego wieczoru, tylko gdzie trawa i bose na niej tańce?

Muffiny z truskawkami i chrupiącym kokosem
cytowany za Muffingirl
Składniki na 16 sztuk

2 szklanki mąki
3/4 szklanki cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/4 łyżeczki soli
2 jajka
50 ml oleju
1 szklanka mleka
16 truskawek

Kruszonka kokosowa:
35 g mąki
20 g masła
25 g wiórków kokosowych
1,5 łyżeczki cukru pudru

W jednym naczyniu połączyć suche składniki: mąkę, cukier, proszek, sodę, sól. W drugim składniki mokre: jajka, mleko, olej. Wymieszane mokre składniki wlać do suchych i lekko wymieszać, tylko do połączenia. Formę do muffinków wyłożyć papilotkami, wypełnić ciastem do 1/4 wysokości, na ciasto położyć truskawkę i ponownie nałożyć ciasto - nie więcej nię do 2/3 wysokości foremki. Posypać po wierzchu kruszonką.

Kruszonka: składniki połączyć, rozcierać palcami. Piec około 25 minut w 190 stopniach C, aż się zarumienią. Można sprawdzać patyczkiem stan upieczenia. Wyjąć z piekarnika natychmiast po upieczeniu (inaczej wyschną), jeżeli muffinki są pieczone w papilotkach, to wyjąć je też z foremki - tak, aby stygły tylko w papilotkach - najlepiej na kratce.