piątek, 30 października 2009

Penne alla vodka


Kuchnia włoska jest smaczna i prosta. Brzmi jak kiepski slogan z reklamy proszku, który wymieszany z wodą przeradza się po 5 minutach w "prawdziwy sos". Jakkolwiek by nie brzmiało - tak jest. W trattoriach i restauracjach menu nie przeraża. Można sobie wyobrazić przygotowanie wszystkich dań we własnej kuchni, choćby małej, choćby ciasnej. Oczywiście znamy przypadki, gdy z sukcesem zrobiono wiele przepisów kuchni francuskiej narzucając sobie roczny deadline, w przypadku la cucina italiana sprawa byłaby prostsza. Nie często spędzam długie godziny przygotowując niedzielny polski obiad. Często za to dobrze wychodzi mi przygotowanie kilku włoskich potraw w godzinę, no - z deserem w godzinę w kwadrans:)

Carbonara z poprzedniej blotki nie jest tradycyjną potrawą, nie ma długiej tradycji na włoskich stołach. Nie inaczej jest z dzisiejszym pierwszym daniem. Będą penne, jakie? Z wódką będą. Z alkoholem i wędzonym łososiem lub tuńczykiem. Kilka dobrej jakości składników i rezultat gwarantowany. Wszystko w czasie ugotowania pasty. Pamiętamy - al dente!



Penne alla vodka

Składniki:
500 g penne
60 g wędzonego łososia/ tuńczyka z oliwy
(ok. 150ml) śmietanka
koncentrat pomidorowy
30 ml wódki
łyżka oliwy
pieprz, sól

Tuńczyka rozdrobniłem (ewent. łososia kroimy w małe kawałki), podsmażyłem na łyżce oliwy na małym ogniu. Dodałem śmietankę i koncentrat pomidorowy - tyle, by całość przybrała jasnoróżowy kolor. Przepraszam ale proporcje są raczej, hmm... płynne - przepis pochodzi z głowy mojej kulinarnej gospodyni. Przy łososiu powstała mieszanina wygląda nawet bardziej apetycznie, u mnie jednak był tuńczyk. Chwilę wszystko pogotowałem po czym, na sam koniec gotowania dodałem kieliszek wódki. Nie chciałem, by alkohol odparował więc już nie zagotowałem sosu ponownie.

Penne gotowe al dente z wody z dodatkiem soli odcedziłem (nie przelewamy zimną wodą!) i wymieszałem z gorącym sosem. Całość do bezpośredniego podania po przygotowaniu.

Podobne danie widziałem w menu jednej z rzymskich restauracji na Zatybrzu (Trastevere). Mam dla Was jeszcze jedno danie z alkoholem - za ładnych kilka blotek będzie pasta al cognac. Dziwne, jeszcze przed chwilą miałem wrażenie że to wina opiłem się za wsze czasy a okazuje się, że nie stroniłem także od wysokich procentów. Urlopowa dyspensa.


wtorek, 27 października 2009

Pasta alla carbonara



Pierwszy talerz we Włoszech to pasta pod różnymi postaciami. Urozmaicana pomidorowym sugo, sosami śmietanowymi albo na przykład jajkiem i dodatkiem mięsnym. Dzisiaj właśnie o tym połączeniu. CARBONARA - dla lubiących jajecznicę na mięsie i makaron na jednym talerzu. Nie byle jaką jednak jajecznicę.

Nie jest to wprawdzie przepis przenoszony z dziada pradziada bo jak podpowiada wiki pierwsze wzmianki o tej potrawie w kuchni włoskiej sięgają zaledwie połowy XX wieku. Legendy miejskie podpowiadają, że zostawili go amerykańscy żołnierze. Lubię jednak to danie. Z dobrej jakości składników wyczarować można w kilka chwil sycące połączenie. Na co dzień nie często przygotowuję kilkudaniowe obiady. W moim magicznym domu wszystko się zdarzyć może, same zmyślają się historie... podawać pastę się solo może.

Od ponad dziesięciu lat mam przyjemność obcowania z kuchnią włoską. W wieku lat kilkunastu diametralnie, na włoską (smakową) nutę, zmieniły się posiłki w domu rodzinnym. Od kilku ładnych wiosen za to goszczę we Włoszech przynajmniej raz do roku czerpiąc z jedzenia i życia ile mogę. Styczeń 2009 był miesiącem Neapolu i Południa, październik za to Rzymu i małych miasteczek na stokach gór w pół drogi między Rzymem a Neapolem - Arce, Cassino, Fontana Liri, Sora czy Arpino. O przygodach jeszcze napiszę, teraz czas na przepis.

Pasta alla carbonara

Składniki:
pasta (na zdjęciu fettuccine)
cebula
pancetta (boczek/bekon)
parmigiano reggiano/pecorino romano
nać pietruszki
białe wino
czarny pieprz

Makaron gotuję w osolonej wodzie.
Podsmażam pokrojoną w drobne plasterki cebulę, dodaje pancettę i dalej smażę. Dodaję kilka łyżek wody z gotującej się pasty, białego wina. Zagotowuję, redukuję i wyłączam płomień. Dodaję pokrojoną nać i świeżo mielony pieprz. Odstawiam.
W osobnym naczyniu ubijam jajko, dodaję drobno starty ser.
Gdy makaron będzie gotowy, odcedzam (nie przelewamy wodą!), wrzucam z powrotem do garnka. Do pasty dodaję masę jajeczną i podsmażone mięso. Dobrze rozprowadzam. Gorące fettuccine szybko sprawią, że jajka się zetną. Podaję od razu.

Celowo nie podałem proporcji składników. Osobiście lubię tak: na ok. 250 g makaronu 1 jajko, pół średniej cebuli, 2 kopiaste łyżki sera, kilka łyżek pancetty i dużo pietruszki (chociaż tym razem była w deficycie)- taka hmm... kaloryczna wersja. Polecam testy i szukanie ulubionych proporcji.

Winien jestem opisu serów, mięs czy składników, których będę używał a u nas są trudniej dostępne albo występują w innej postaci. Postaram się robić odnośniki do opisów w internecie a przy dobrych wiatrach będzie blotka.

Zostawiam Was z talerzem pachnącym smażonymi wiejskimi jajkami, zesmażoną pancettą i żółtym, świeżym makaronem.

niedziela, 25 października 2009

Bella italia i po wszystkim



Zapukał do mnie czas podsumowań, zmagania się z losem, snucia planów i stawiania na jedną kartę. Przez ostatnie dwa miesiące mało gotowałem a już najmniej myślałem o jedzeniu. Potem wyczekane włoskie wakacje. Wróciła ochota na kolacje w dużym gronie przyjacielsko nastawionych osób, radosne gotowanie, pieczenie dla błysku przyjemności w oczach próbujących. Kuchnia mnie mobilizuje i uspokaja. Ciepło bijące z piekarnika i słodki zapach wodzi za nos. Ferie kolorów na talerzach przyprawiają o zawroty głowy i nagłe przypływy euforii. Trochę wina i winna jest noc za błogie stany świadomości.

Rozpoczynam cykl włoskich opowieści. Co kilka dni publikował będę przepis z mojej Italii. Będzie słodko, słono, pikantnie, nieoczekiwanie, zaskakująco, czasem może dziwnie przy niewygodnych połączeniach składników. Chętnie czytam komentarze, zachęcam do wymiany kliknięć.
Dzisiaj wróciłem więc będę tylko ja i chwila przyjemności.