niedziela, 31 maja 2009

Weekendowy zawrót głowy





Sobotni poranek to spacer na targ, gdzie wydałem krocie na świeże i niesezonowe zachcianki. Potem były godziny w kuchni chociaż nie wszystko jeszcze przerobione. Szparagi czekają na jutro, z ptaszyny z ostrym rabarbarowo-miodowym sosem został sos...

...do kremu waniliowego szukałem mąki kukurydzianej w czterech sklepach (skończyło się na kukurydzianej kaszy), słodkiej zupy fasolowej jeszcze nie jadłem więc gar czeka w lodówce a chleby... CHLEBY?

Pozazdrościłem Małgosi.dz egzaltacji. Nie zwlekałem długo i przy dużej pomocy instrukcji na zakwas Liski wychodowałem własny. Młody jest i jeszcze leniwy ale liczę na przyjaźń i oddanie w zamian za karmienie i opierunek. Nie będzie dzisiaj przepisów, będą tylko linki do chlebów (bo jest już trzech "wpaniałych").

Upiekłem w kończącym się tygodniu chlebek razowy Tatterowiec i cieszę się, że wyszedł piękny. Cieszyłem się co najmniej jak Małgosia! Tego się nie da opisać, trzeba upiec swój własny pierwszy bochenek.

Dzisiaj, po przygotowaniu ciasta zakwaszonego wg. przepisu Dany upiekłem dla odmiany dwa kolorowe chleby - zielony szpinakowy i żółty z kurkumą. Tu już lekki zakalec i więcej buły niż chleba ale daje sobie jeszcze szanse na poprawę. W końcu to początki. Z wsiowym białym serem i szczypiorkiem smakowały i tak dobrze.


Jednocześnie kończe te wypociny nie mogąc uwierzyć, że już czerwiec za pół godziny. Ostatniego czerwca będę miał święto, a przed nami trzydzieści dni z truskawkami i początkiem lata.

UWAGA: Jeśli macie kawałek poletka z trawą obok domu, nie ma węży czy innych żmij na tym skrawku, można wystawić świece, włączyć muzykę, będzie ciepły wieczór - chętnie wbiję się na wino, dobre, wspólnie przygotowane jedzenie i tańce na bosaka na zielonym (!) bo kolejnego początku lata zaczynam o tym marzyć... na razie marzyć kończę i idę spać.

środa, 27 maja 2009

Alkoholowy podest i mus bardzo czekoladowy w roli głównej

Dość zabiegany tydzień muszę przyznać, dobrze że przynajmniej truskawki są lepiej dostępne. Czekolada też niczego sobie pręży się na półkach ustawiona w rzędach z płynnymi nadzieniami szukającymi ujścia na różowym języku łasucha/łasuchy.

Wpadła mi w ręce na miesiąc (bo to książka publiczna) "W kuchni u Kręglickich". Nie miałem jeszcze czasu dokładnie wgryźć się w temat dań z sześciu restaurcjacji, które rodzeństwo prowadzi - od razu za to zawrócił mi w głowie przepis na czekoladowy mus.

Mus na alkoholowych śliwkach
inspirowanz musem czekoladowym z książki "w kuchni u Kręglickich"

Najpierw będą suszone kalifornijskie śliwki, których jedną paczkę 150 gramową zalewamy w małym garnku 100ml metaxy i 50 ml wody słodząc dwiema łyżkami cukru. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy powoli aż śliwki zmiękną a całość zacznie przypominać powidła. Co za powidła!!!

Teraz czas na mus, skoro mus. 2 tabliczkom (po 100g) deserowej i 1 tabliczce czekolady mlecznej fundujemy kąpiel wodną w misie na gotującą się wodą do całkowitego rozpuszczenia. Naczynia będą trzy. Jedno już było, czas na drugie. Woda nam się dalej gotuje, czekolada lekko studzi się a drugiej misie (jeden miś, dwa misie) miksujemy 3 jajka z 20 ml likieru amaretto i 100 g cukru pudru. Powstałą jajeczną chmurkę odstawiamy. W ostatnim naczyniu ubijamy na półsztywno, już bez dodatkowych efektów w postaci pary 150 ml śmietany wysokoprocentowej. Mieszamy delikatnie - ostudzoną czekoladę z chmurką z jajek i bitą śmietaną. Wstawiamy do lodówki do stężenia.

W pucharkach/szklankach robimy fundament z pijanych śliwek na co zgrabnym ruchem łyżką do lodów kładziemy kulę musu.

PS W gościach byli i tacy co tylko śliwki chceli. Pozdrowienia dla Gości!

niedziela, 24 maja 2009

Smażony po tajsku ryż, po tajsku

Z kilku stron słyszę ostatnio relacje z podróży do Tajlandji. Niektórzy jadą tam na rowerach, by w spokoju przejechać kilkaset kilometrów w kilka tygodni, inni lecą nurkować, pływać kajakiem i raczyć się masażami. Wspomnienia chwil zatrzymane w obiektywie przyprawiają o zatrzymanie bezwarunkowego ponoć oddychania.

Duża ilość Brytyjczyków, którzy pojawiają się w Tajlandii w okresie swoich emerytur świadczy o tym, że kraj to spokojny i dobry na odpoczywanie. Te ferie kolorów, te skalne groty i podwodne światy, w końcu - te przysmaki. Przepis na ryż po tajsku pochodzi jednak nie z ogroma opowieści, które usłyszałem lecz z programu telewizyjnego, którego migawki widziałem prasując koszule w zaciszu mieszkania. Zapamiętałem od razu tych kilka składników i kolejnego dnia powstał pyszny dodatek do faszerowanego kurczaka i smażonej cukinii. Do czego Wy go dodacie?

Smażony ryż po tajsku:

szklanka gotowanego ryżu jaśminowego (najlepiej przygotowanego wcześniej)

mała cebula
trawa cytrynowa
łyżka oleju orzechowego
1/2 łyżeczki suszonego imbiru
1/2 łyżeczki suszonego czosnku

Nie miałem ryżu pozostałego z poprzedniego obiadu więc musiałem ugotować go specjalnie do smażenia. Przepłukałem jeden raz ryż i ugotowałem do miękkości w nieosolonej wodzie.
Na małej ilości oleju podsmażyłem w woku pokrojoną w kostkę cebulę i plasterki trawy cytrynowej. W pędzie trawy cytrynowej istotna do smażenia jest dla nas tylko biała dolna część, która w woku razem z cebulą powinna zmięknąć. Nie miałem świeżej trawy cytrynowej więc zastąpiłem ją krojoną i mrożoną, którą zwykle mam w zamrażalniku (do kupienia za małe pieniądze w sklepach z orientalną żywnością). Uważałem, żeby smażone składniki nie przypaliły się po czym po ok. 5 minutach dodałem ryż i przyprawiłem.

Smażony ryż po tajsku ma bardzo oryginalny, świeży smak. Świetnie nadaje się do białego mięsa i ryb. Ilość składników zwiększamy oczywiście proporcjonalnie do ilości biesiadników.

wtorek, 19 maja 2009

Kapuściana pogoda

Bardzo lubię młodą kapustę. Zainspirowany "młodą kapustą. po prostu" postanowiłem zrobić młody kapuśniaczek. Dzisiaj w trochę innej postaci (co by nie było - bardziej płynnej) wystąpił za to kapuśniaczek za stołecznym oknem. Kap, kap.

Na duży garnek młodego kapuśniaku potrzebujemy:
duże żeberko z mięsem
2 główki młodej kapusty
3 młode marchewki
1/2 puszki krojonych pomidorów
pęczek koperku
sól, pieprz
maggi w płynie
duża łyżka masła
mąka

Żeberko zalałem zimną wodą, doprowadziłem do wrzenia, zbierając szumowiny gotowałem do czasu kiedy mięso zrobiło się miękkie i odchodzące od kości. Ostudzone żeberko wyjąłem z wywaru i dokładnie obrałem racząc psa kośćmi. Przełożyłem mięsne kąski do garnka z pokrojoną marchwią i dodałem ok. 750 ml wywaru. Partiami wrzucałem następnie poszatkowaną kapustę, krojone pomidory z puszki, poszatkowany koperek. Gotowałem do czasu kiedy kapusta zrobiła się miękka a dom wypełnił zapachem. Kapuśniak jest jedną z zup, w których smak zasmażki z masła i mąki mi nie przeszkadza. Zagęściłem więc zupę zasmażką i na koniec - doprawiłem - solą, pieprzem i maggi.

PS Dobrze, że udało się zrobić zupę. Zacząłem wątpić, że będzie z czego, gdy tylko kapusta zaczęła być szatkowana. Kapuściany chłopak

sobota, 16 maja 2009

Cebulowe krążki z lubelskiego rynku



Cebularze kojarzą mi się z dzieciństwem. Jeszcze jako urwis biegałem po nie w okolice babci na starym mieście gdzie w ciągu kamienic były małe piekarenki.
Z otwartych na oscież drzwi i okien wydobywały się zapachy ciepłych chałek, słodkich bułek, mięsistych chlebów i cebularzy. Tak - cebularze zawsze były. Niepożałowane jak czas obrócił się na niekorzyść tych miejsc w małych lubelskich miasteczkach.


Po zakupionym cebularzu czekałem na pierwszy gryz, zwłaszcza jeśli kupiłem placek w nowym miejscu. Zwykle bieglem jeszcze z ciepłym papierowym workiem do domu by do słodkiej herbaty zjeść cebularza. Ciasto nie mogło mieć gilnianej konsystencji, cebula miala być lekko przypalona nigdy spieczona a na górę wędrowały płatki zimnego masła.

Przyznam się, że nie przypominałem sobie tych historii dopóki nie zrobiłem wczorajszego wieczoru cebularzy w domu. Miękkie, z dokładnie takim obłożeniem jak lubię najbardziej, jeszcze lekko ciepłe drożdżowe krążki rozpływały się w ustach.

Przepisy cytując za weekendową piekarnią:

Przepis na przygotowanie cebulki na cebularze zdobyty w jednej z lubelskich piekarni, gdzie cebularze wypieka sie „od zawsze”:
2 lyzki czubate maku
2 wielkie cebule pokrojone w gruba kostke
szczypta soli
2 lyzki oleju

Cebule do cebularzy przygotowujemy na dzien, dwa przed pieczeniem. Pokrojona w kostke cebule obgotowujemy chwilke we wrzatku i odcedzamy. Goraca wrzucamy do sloika, posypujemy makiem i sola i wlewamy olej. Sloik zakrecamy i wstrzasamy, by wszystko sie dokladnie wymieszalo. Po ostygnieciu wkladamy do lodowki. Dzieki takiemu potraktowaniu cebula jest slodka i miekka.


Cebularze
5 dag drozdzy swiezych
1 lyzka cukru
1/2 kg maki (najlepiej krupczatki)
1 szklanka mleka
1 jajko
1 lyzeczka soli
6 dag margaryny

Drozdze mieszamy z cukrem, 2 lyzkami maki i czescia cieplego mleka. Pozostawiamy do wyrosniecia (u mnie 15 minut).
Rozpuszczamy w garnku margaryne z reszta mleka. Wyrosniety rozczyn i cieple mleko z margaryna dodajemy do maki z sola. Jajko roztrzepujemy za pomoca widelca i dodajemy do pozostalych skladnikow zostawiajac troche na posmarowanie brzegow cebularzy (okolo lyzki).
Wyrabiamy ciasto tak, aby odstawalo od reki, w razie potrzeby dodajemy make. Nastepnie pozostawiamy do wyrosniecia az podwoi objetosc (50 minut w cieple).
Ciasto dzielimy na 12 czesci (mi wyszło 9 części). Kazda czesc walkujemy na owalne (OKRĄGŁE!) placki. Brzegi plackow smarujemy pozostawionym jajkiem. Następnie kladziemy porcje cebuli, rozkladajac ja rownomiernie po calym placku (oczywiście nie po całym tylko NA ŚRODKU placka:). Zanim wstawimy do goracego piekarnika, poczekajmy chwilke, aż znow podrosna.
Pieczemy w 200 stopniach do momentu, az cebularze sie zarumienia (16-20 min).


Cebularze przy lekturze Tygodnika Zamojskiego, który w ostatnim tygodniu otrzymałem pocztą od koleżanki są wręcz przepyszne. Jeśli zdobycie zamojskiej prasy jest niemożliwe trzeba próbować cebularzy i bez niej.

piątek, 8 maja 2009

Placek z zielonym nadzieniem



Lubię eksperymentować. Przygotowuje nowe dania mieszając składniki, które znam ale chciałbym spróbować w nowym towarzystwie lub w świeżej wersji. Zastanawiam się czy jedno warzywo będzie pasować do drugiego, który składnik pierwszy wrzucić na patelnię a który przed duszeniem lekko podsmażyć. Przyprawy to kolejne nie lada wyzwanie. Przeglądanie książek kulinarnych ma swoje zalety ale nie zawsze jest na to czas i miejsce, z resztą od czego mamy głowy? Proste smaki cenię najbardziej a że lubię dobrze zjeść przy każdej zasobności portfela - jestem skazany na gotowanie!


Placek z zielonym nadzieniem

por
1/2 cebuli
1 pęczek młodych liści szpinaku
kilka liści bazylii
3 ząbki czosnku
łyżka masła
2 łyżki śmietany wysokoprocentowej
jajko
kilka pomidorków koktajlowych (ewentualnie)

Zaczynamy od rozwałkowania ciasta na pizzę, podsypując je mąką. Raczej średni w tym jestem - "nie zakręcę" żeby było okrągłe i cienkie, nawet wałka w domu nie mam ale powiedzmy, że wychodzi przypominające kształtem koło.

Pokroiłem białą i zieloną część pora w poprzeczne plasterki, cebulę w piórka i podsmażyłem na łyżce masła lekko soląc. Dodałem pokrojone i rozgniecione ząbki czosnku i gdy pory zrobiły się miękkie dorzuciłem na chwilę liście szpinaku i bazylii. Moment na patelni i zdejmujemy z ognia. Na patelnię wlewamy 2 łyżki śmietany rozmącone z jajkiem. Odstawiamy na chwilę żeby zapachy i aromaty miały czas dla siebie.

Rozkładamy ciasto, na środek układamy zawartość patelni, wrzucamy na wierzch kilka pomidorków koktajlowych i zawijamy boki placka na górę. Pieczemy na kamieniu jak pizzę lub gdy kamienia nie ma - gorącej głównej blaszcze piekarnika w maksymalnej temperaturze. Kilka minut w piecu i gotowe! Mniam

czwartek, 7 maja 2009

Pasztetowo cukiniowo



Wczoraj była naprawdę szybka akcja. Zaczęło się od chęci, jak to zwykle się zaczyna. Ochoty tym razem padły na cukinie, które już spokojnie leżakowały w lodówce. Po pracy mając zaledwie dwie godziny do wyjścia na otwarcie kolejnej edycji festiwalu Planete Doc Review postanowiłem zrobić to warzywne cudo. Z zakupami poszło jak po maśle - udało się dostać nawet niestemplowane jajka wiejskie spod lady.

Wpadłem do czterech kątów. Pies w radości raczej nie ułatwiał pracy, zaczęło się odliczanie - tarka, mycie, obieranie, wypełnianie, raz, dwa... czterdzieści minut pieczenia i jest:
Pasztet z cukinii
3 średnie cukinie
2 marchewki
1 większa cebula
20 dag sera żółtego
1/2 pęczka pietruszki
3 jajka
1 1/2 szkl. bułki tartej
1/2 szkl. oleju
sól, pieprz

Co można - umyte i obrane - ścieramy na tarce jarzynowej. Nać szatkujemy dokładnie i mieszamy składniki w dużej misie. Dla białek tylko robimy wyjątek - ubijamy na sztywną pianę i dodajemy na koniec do masy.
Tyle! Proste i szybkie przy dobrej organizacji w kuchni.


Wyszły dwie keksówki wypełnione pasztetem do połowy wysokości. Piekłem w temp. 180 stopni C 40 minut.Zapach pieczonego pasztetu warzywnego... jakby to opisać... najlepiej jak sami spróbujcie i poczujcie - niezwykły i niepowtarzalny.

PS Kłamcy - krótkometrażona animacja szwedzka - naprawdę warto, Carmen i Borat - Gypsy i Rumunia, dokument o tym jak marzenia ewoluują, żeby nie napisać że zatracamy je przez ograniczenia i niekonsekwencję. Więcej: Planete Doc Review

PS' zdjęcia dzisiaj nie najlepsze ale czas gonił niemiłosiernie, trochę wyobraźni i będzie pięknie:)

poniedziałek, 4 maja 2009

Grillowane piersi na szpinaku

Patelnia grillowa nie przestaje mieć brania tej wiosny. Ilość szybkich potraw, które można wyczarować przy użyciu tego prostego sprzętu przyprawia o zawrót głowy. Wiosna sprzyja lekkim posiłkom z delikatnym smakiem połączonym z naturalnymi aromatami i smakami świeżych warzyw. Za mięsem szczególnie nie przepadam chociaż od czasu do czasu zdarzy się na stole. Dziś przepis na lekkie piersi kurczaka z domowego "grilla".

Piersi z kurczaka wyjęte po kilku godzinach moczenia się w marynacie z oleju, szczypiorku, cytrynowego pieprzu, soli i trawy cytrynowej ułożyłem na grillowej patelni. Zaskwierczało, zrumieniło się, kratki odbiły się na delikatnym mięsie jak to w przypadku tych potraw bywa.
Po przygotowaniu mięsa, na jeszcze gorącą patelnię z aromatycznym olejem po kurczaku wrzuciłem świeży szpinak z pokrojoną w piórka cebulą.
Dosłownie moment minął do czasu przełożenia szpinakowej poduchy na talerz a było w towarzystwie ugotowanych młodych ziemniaków naprawdę smakowicie.

niedziela, 3 maja 2009

Chrzanić mięso szwedzkim sosem

Kolejna odsłona przepisu z książki Cichowicz-Porady "Szwedzki stół. Smaki kuchni skandynawskiej". Będzie się działo na białym sosie podstawowym.

Biały sos podstawowy
czyli nasza baza to 4 dag rozpuszczonego w rondelku masła, do którego dajemy 3 dag mąki (czyli po ok. dużej łyżce). Mocno mieszając wlewamy szklankę zimnego mleka i doprowadzamy do wrzenia na słabym ogniu. Redukujemy sos ciągle go gotując na co potrzeba ok. 5 minut. Zdejmujemy z ognia, doprawiamy solą i pieprzem.

Sos chrzanowy
to nic innego jak podstawowy sos biały z 2-3 łyżkami chrzanu. Jak pisze Cichowicz-Porada - doskonały do pieczonej i smażonej wołowiny, ryby i drobiu. Potwierdzam, przynajmniej jeśli chodzi o wieprzowinę:)

Sos musztardowy
do sosu białego dodajemy 1-2 łyżki musztardy i szczyptę papryki. Świetny do gotowanej czy pieczonej ryby. Możliwości bez liku na prostym bazowniku.

Sobotnie popołudnie w kuchni:


PS może się tak wyrwaćby do Azji na kilka lat i żyć z dala od pędu kariery. Zamieszkać w Tajlandii gdzie storczyki rosną przy drodze a krewetkarium sięga, gdzie okiem sięgnąć. Zaszyć się można też w szwedzkim lesie. Zrywać jagody i budować dom z mocnej sosny. Pływać pod białymi żaglami na północnych krańcach Bałtyku od czasu do czasu przerzucając kartki książki albo gazet. Wietrze zmian - gdzie jesteś?

sobota, 2 maja 2009

Smak żydowsko-włoskiej prostoty



Pamiętam kruchy, prosty placek o owalnym kształcie posypany zielonymi, suszonymi ziołami z Lublina. Mieszkając na Starym Mieście miałem ulubioną knajpkę pod domem, w której nie mogłem go sobie odmówić. Plac farny widziałem z okna a jeden z najbardziej znanych lubelskich pubów dzielił ze mną ścianę. Za rogiem w knajpie nazywał się żydowski... nie wiem dlaczego akurat żydowski ale wiem, że lubiłem go bardzo. Może żydowski bo Lublin żydowski. Tak czy inaczej w książce Oliver'a o włoskiej wyprawie jest bardzo podobny. Nie rozwodząc się już więcej nad pochodzeniem polecam:


Smak prostoty
Piekarnik rozgrzewamy do maksymalnej temperatury pozostawiając w niej główną-dużą metalową półkę.
Ciasto na pizze staram się mieć zawsze w zamrażalniku, potrzebujemy kulkę na 1 placek.
Po przepis na nie zachodzę zwykle tutaj. Cytuję: porcja na 7 pizz o średnicy około 25 cm
Składniki :- 1 kg mąki pszennej;
- 1,5 łyżki stołowej cukru
- 1,5 łyżeczki soli
- 50 ml oleju
- 0,5 l. letniej wody
- 20 g drożdży

Przygotowanie:

Rozdrobnić drożdże z cukrem i zalać wodą. Dodać sól i dobrze wymieszać. Do rozczynu wsypać mąkę i wyrabiać ręcznie przez około 5 minut. Do wyrobionego ciasta dolać olej ciągle mieszając aż będzie odchodziło od ręki. Przygotowane ciasto uformować w kulki około 200 gramowe, spryskać wodą, przykryć i odstawić do wyrośnięcia na około 30 minut.

Rozwałkowałem rozmrożoną porcję w nierówny owal posypujac całość obficie mąką.
5 ząbków czosnku pokroiłem na cienkie plasterki, małe listki z połowy pęczka świeżej pietruszki delikatnie porwałem. Czosnek i nać znalazła się w filiżance i tam doznała kąpieli w oliwie z oliwek. Kilka łyżek gęstej oliwy złączyło aromatyczną mieszaninę, która szybko znalazła się na przygotowanym cieście. Jeszcze tylko grubo zmielona sól i trochę pieprzu... Placek leżał już na papierze do pieczenia żeby łatwiej było go można przenieść na rozgrzaną blachę. Wcześniej, przed piekarnikiem, nożem do pizzy zrobiłem podłużne nacięcia dla prostoty łamania tego włosko-żydowskiego pieczywa. Niebo w gębie! Obok stało naczynie z bazyliową oliwą do maczania pasków gotowego ciasta i miska z zieleniną skropioną aceto balsamico di Modena. Marzą mi się znowu te Włochy, no.