poniedziałek, 19 lipca 2010

z głodu nie umieram


Z początku na nowym mieszkaniu oszalałem na punkcie piekarnika. Był kurczak pieczony na gruboziarnistej soli, mięso w pomidorowo-winnym sosie, mozzarelle zapiekane w kawałkach cytryn z szałwią, pomidorkami i szprotkami. Ciasto nawet było jedno ale się skończyło. Przerzuciłem się na górny pokład więc w zamrażalniku chłodzi się cytrynowy sorbet na bazie syropu cukrowego z łyżką mascarpone a lodówka wypełniona jest po brzegi świeżyzną i nie tylko. Wszystko gotowe do duszenia, smażenia i blanszowania. Na fali fascynacji kuchnią grecką w połączeniu z tęsknotą za polską pojawiły się dzisiaj placki ziemniaczane plus tzatziki. Nie piszę się na kolejne wykłady z zakresu kulinariów polskich dla znajomych bo jeszcze zatęsknię za twarogiem, pierogami, czerwonym barszczem a nader wszystko za sernikami.
Lody wspomnę ze słodkim rozrzewnieniem i krótką pamięcią. Subiektywnie najlepsze: melonowe - Tagliacozzo, pistacjowe - Fumicino, zuppa inglese - Perugia, brzoskwiniowe - buda nad Trasimeno, zabajone - Avezzano, bananowe - Sora, straciatella - Lido di Ostia, śmietankowe - Fontana Liri. W małym, malinowym notesie muszę częściej mazać smaki i wspomnienia. Moje postanowienie poniedziałkowe.

Brak komentarzy: