piątek, 2 kwietnia 2010

pierwsza data


Gdzie ten czas błogi, niesforny taki? Czas goni jak szalony w przeciwieństwie do śpiewu Madonny (time goes by so slowly, time goes by so slowly). Bilet kupiony, klamka zapała. 5 maja to dzień wyjazdu. Bilet w jedną stronę, lokum dalej brak. Pracuję nad tym wątkiem.
Robię przegląd książek i dochodzę do wniosku, że zabrałbym do tobołka wszystko co mam. Te pięć garnków, formę do muffinów, wagę kuchenną, zastawę, książki, ekspres, sprzęta elektroniczne i elektryczne, obrazy i obrazki, cztery kwiatki, kolekcję płyt z muzyką i filmami, buty i ubrania… Zostanę z jedną walizką i plecakiem, aparatem, kilkoma szmatami. Dobrze, że głowę planuję wziąć ze sobą. Z nią nie będzie najgorzej, może być nawet całkiem przyjemnie.
PS Elektra po kuracji rozśpiewana. Katia Kabanova czeka w kolejce, kilka filmów, instrukcja obsługi aparatu (jest coraz lepiej), rozliczenie PITu, taaaa

Brak komentarzy: